sobota, 25 marca 2017

Czarna maseczka Pilaten

O maseczce Pilaten i tego typu specyfikach jest dosyć głośno - bo prawie każdy z nas ma wągry na nosie, a nie każdy chce je mieć. Czym jest maseczka i czy się sprawdza?

 

Maseczka polecana do wielu typów cer, w szczególności tłustej i mieszanej, ze skłonnością do występowania zaskórników (również zamkniętych wągrów) oraz powiększonych porów skórnych. Naturalne składniki gwarantują bezpieczeństwo stosowania bez ryzyka podrażnień.
- Doskonale oczyszcza skórę z zanieczyszczeń
- Usuwa martwy naskórek
- Zmniejsza widoczność porów
- Reguluje pracę gruczołów łojowych
- Wygładza powierzchnię skóry
Zawiera aktywny węgiel pozyskiwany z bambusa, który ma właściwości oczyszczające, bakteriobójcze i ściągające, dzięki czemu dokładnie usuwa nadmiar tłuszczów znajdujących się na powierzchni skóry. Niweluje także efekt „świecenia się” twarzy. Dodatkowo poprawia koloryt cery delikatnie ją rozjaśniając.
Sposób użycia: Maskę nałożyć równomiernie na suchą skórę twarzy omijając okolice oczu. Odczekać aż maseczka całkowicie zaschnie, po czym delikatnym ruchem oderwać ją i zdjąć.
Efekt: Idealnie oczyszczona, wygładzona i zmatowiona cera.



Maseczkę możemy dostać w tubce (kupiłam za ok. 20 zł w Drogeriach Polskich) oraz w saszetkach, które widziałam w mniejszych drogeriach.  Na początek zdecydowanie polecam mniejsze opakowanie, jeśli macie taką możliwość.
Pojemność maseczki 60g jest dla mnie zdecydowanie zbyt duża, zwłaszcza że dla mnie osobiście to wielki niewypał. 
Kosmetyk ma postać czarnej, kleistej i niezbyt zachęcającej mazi. Pachnie za to słodko, owocowo-kwiatowo. W tym wypadku zapach przeczy wyglądowi. Maź przed zastygnięciem jest na tyle kleista, że ciężko ją zmyć z rąk (w tym przypadku sprawdzi się tylko nakładanie pędzlem) i ubrań. Już przetestowałam, gdy maseczka kapła mi na bluzę - plamy po niej trudno wywabić.
 
 
Maseczka jest z typu tych peel off - czyli jest zdzierana. Ma działać jak plaster na zaskórniki z tym plusem, że sami możemy wybrać obszar, na który ją nałożymy. Moje pierwsze podejście było dosyć ciężkie, jako że próbowałam nałożyć maskę palcami. Nałożyłam cienką warstwę, która dosyć szybko zastygła na nosie, ale nie 'wyjęła' z niego nic. Kolejne podejście na całą strefę T, z grubszą warstwą - nadal nic. W dodatku grubsza warstwa maski zastyga około pół godziny, a niezaschnięte fragmenty dosyć ciężko zmyć. Oczywiście przed każdym użyciem robiłam peeling, bo pory były jak najbardziej otwarte. Kolejnym już razem poszłam na całość - zrobiłam porządny, gruboziarnisty peeling, oraz parówkę. Gorącym ręcznikiem masowałam twarz, a gdy się ostudził, znowu nasączałam go wrzątkiem i pocierałam tak cerę przez ok, 5 minut. Nałożyłam maskę tym razem na całą twarz i znowu nic - wągry były tam, gdzie zawsze. Za to bardzo podrażniłam sobie skórę na policzkach, która po peelingu i tej masce dochodziła do siebie kilka dni. Niestety, maseczka nie zrobiła NIC oprócz wyrwania włosków z twarzy. Zachęcona opiniami innych, czuję, że straciłam pieniądze, czas, nerwy i Bogu winne mikro włoski z twarzy :P

niedziela, 12 marca 2017

Maseczki Skin79 all that rose i all that aloe - promocja 3 za 2

Pisałam wam ostatnio na ig i na Facebooku (czyli wszędzie, gdzie się da :P) o promocji na maseczki Skin79 w Douglasie. Na takich promocjach mogą skorzystać osoby, które używają nałogowo masek w płachcie (ja!) i lubią tą metodę. Wśród zakupów znalazły się 2 maseczki, których jeszcze nie miałam - różana i aloesowa. I to na nich się dziś skupię.

 

Potrójna dawka aloesu cztery razy szybciej wnika w skórę niż woda, dogłębnie nawilża, ujędrnia i regeneruje naskórek, poprawiając miejscowe krążenie krwi. Aloes zawiera enzymy przyśpieszające regenerację naskórka, sprawdzi się przy cerze suchej, podrażnionej, uszkodzonej mechanicznymi zabiegami upiększającymi. Stosować minimum raz w tygodniu.

Po przeczytaniu opisu, stwierdziłam że ta maseczka pójdzie na pierwszy ogień. Co prawda nie wiem jak rozumieć tą potrójną dawkę, ale staram się wierzyć we wszystko. Ostatnio zrobiłam sobie za mocny peeling i moja skóra płacze, więc mocne nawilżenie i zregenerowanie jest jak najbardziej na miejscu. Maseczka jest przyczepiona do kawałka papieru (zwał, jak zwał) który trzeba odkleić przed nałożeniem. Jak w większości masek hydrożelowych. W opakowaniu nie ma zbędnej esencji, zostaje jej sporo jednak na tym 'papierku' - ja ją wyciskam z niego i dokładam na twarz. Nie mniej, nie ma szans żeby nosić u mnie maseczkę dłużej, niż przepisowe 20 minuty. Po tym czasie wysycha na twarzy i pomimo że nadal jest delikatnie wilgotna, trzeba już ją zdjąć. W składzie po wodzie jest gliceryna, która zatrzymuje wodę w naskórku ale może też zapchać pory. Buzia była nawilżona - po 20-minutowym kontakcie z maseczką nie miała wyboru, ale niestety pojawiły się, a może bardziej trafnym określeniem będzie - nasiliły się zmiany skórne.

 
All That Rose Mask zawiera wodę z bułgarskiej róży damasceńskiej, która na skórę działa kojąco, łagodząco, nawilżająco i antyseptycznie.Wyciąg z róży wykazuje działanie przeciwzmarszczkowe, reguluje krążenie i wzmacnia naczynka. Olejek z róży regeneruje, nawilża i utrzymuje barierę hydrolipidową skóry oraz uszczelnia naczynia krwionośne i zmniejsza zaczerwienienia. Polecana dla cery wrażliwej, zmęczonej, szarej, z pierwszymi oznakami starzenia. Stosować minimum raz w tygodniu.

 O ile maska z aloesem była żółta, ta maseczka ma kolor bladoróżowy i ma bardzo przyjemny, różany zapach. Mogłabym ją stosować dla samego zapachu cały czas. :D Podobnie jak z aloesem - maska ma 2 warstwy, jedną należy zdjąć i wyrzucić, drugą nałożyć na twarz. Po 20 minutach maseczka już wysycha. Pierwsze w składzie maski są: water, glycerin i butylene glycol, pomimo to nie zapchała mi porów. Używałam jej dzisiaj i jestem zadowolona z efektów, może 2 dni temu kiedy używałam aloesu, moja skóra była w gorszym stanie. Zaaplikowałam nawet po zdjęciu maseczki dosyć gęste serum na twarz i czułam jedynie nawilżenie. Różaną maskę oceniam bardzo dobrze. Jeśli ktoś jest zainteresowany składek którego nie ma na stronie dystrybutora, piszcie - podeślę. :)

sobota, 11 marca 2017

Gównoburza z Azjatami w tle, czy powtórka z rozrywki? "Piękne rówanie" w Wysokich obcasach

Hej! Znacie może blogerkę Azjatycki Cukier? No jasne, że znacie! Otworzyła wielu osobom oczy na różnorakie kosmetyczne sprawy. Może też pamiętacie jej post z 2013 "Komentarz do artykułu w wysokich obcasach" ? Może było to i dawno, ale Azjatycki Cukier ma na tyle ciekawy styl pisania, że jej artykuły mam na długo w głowie. W tym poście również znajdzie się odnośnik do artykułu w Wysokich Obcasach extra - kolorówki wydawanej przez Gazetę Wyborczą. Z braku laku i ja do niej sięgnęłam. Artykuł o którym mowa porusza kwestię ideału wyglądu, zahaczając o Brazylijskie pośladki, Amerykańskie biusty i ... Azję. Naprawdę nie wiem, dlaczego jeśli chodzi o wypowiadanie się o Azjatyckim ideale piękna, tamtejsi ludzie w redakcji robią to w tak irytujący sposób. 

"Najbardziej popularną operacją jest tu korekcja górnej powieki, dzięki której oczy wydają się bardziej "zachodnie". Poza tym Koreanki na dużą skalę poddają się też skomplikowanym operacjom szczęki, które za cel mają upodobnienie owalu twarzy do wzorców europejskich."

 

Takie rzeczy mnie z jednej strony śmieszą, a z drugiej irytują. Nie jestem zaciekłą 13-letnią fanką mangi, nie. Nie rozumiem natomiast, jak można publikować teksty z takimi poglądami. Nie rozumiem. Żyjemy w Europie Centralnej, a rasizm objawia się w tym podobnych tekstach. Skąd się to bierze? Czemu jako rasa kaukaska czujemy się lepsi od innych? Czy jeśli obijamy się o takie teksty każdego dnia, nie zaczniemy w końcu myśleć podobnie? Przysięgam, czytam dosyć sporo prasy, z niektórymi poglądami się zgadzam, z innymi nie. Samą Wyborczą lubię za poglądy polityczne, ale wiemy ile jest we wszystkim manipulacji - choćby ostatni wybór Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej - w radiu którego słucham jednym uchem popierają Szydło, w innym Tuska, podobnie jest w prasie. Jeśli nie wyrobimy sobie własnej opinii na pewne tematy, można od tego zgłupieć. Szczerze mówiąc, naczytałam się już tyle głupich tekstów, że pewnie na ten tekst z europejskimi Azjatami nie zwróciłabym uwagi. Ale przypomniał mi bardzo sytuację sprzed kilku lat, gdzie głównym bohaterem "małego skandalu" była ta sama gazeta. Z tego co wiem, skoro osób pisało wtedy do nich w tej sprawie, Widać, na niewiele się to zdało.

źródło: pinterest
 Nana z zespołu After School - przez wielu uważana za jedną z najpiękniejszych kobiet na świecie. Czy przypomina w czymś europejkę? Czy farbuje włosy i nosi makijaż po to by przypominać kobietę z Europy, czy po to żeby poczuć się piękniej?

"Koreański piosenkarz PSY przyznał w jednym z wywiadów, że jego rodzima wytwórnia również nakłaniała go d operacji plastycznej i zeuropeizowania wyglądu."

Gdybym miała się naprawdę miała zacząć czepiać, YG ent zaproponowało operacje plastyczne wielu swoim podopiecznym - zarówno PSY, jak i CL odmówili. W wytwórni jest wiele osób które nie są ideałami piękna, jednak liczy się u nich głównie talent. Nie przypominam sobie natomiast, by PSY kiedykolwiek mówił, że jego agencja chce go zrobić na Europejczyka. To już nie jest nawet wyciąganie wniosków. To jest wkładanie ludziom w usta słów których nie wypowiedzieli - tak, jak pisała o tym w 2013 Azjatycki Cukier.

 


"Tu nikogo nie dziwi nastolatka pojawiająca się w gabinecie chirurga ze zdjęciem zachodniej piosenkarki, do której chce się upodobnić."

O, a to już zdanie brzmi już bardzo dramatycznie. Wierzcie mi, nie jestem specjalistą od kulturoznawstwa. Jednym z moich ulubionych zajęć, jakim oddaję się w wolnym czasie jest oglądanie Koreańskich dram - nasze babcie oglądają klan, a ja Koreańskie seriale. Wg mojej listy mam za sobą 69 dni oglądania (daruję sobie liczenie godzin) i w żadnej minucie seansu nie słyszałam o upodabnianiu się do europejczyków. Druga sprawa - czemu akurat do europejczyków? Myślicie, że dla reszty świata Europa jest rajem z chodzącymi ideałami? Czegoś tu nie rozumiem. Ok, może się wydawać że 69 dni obcowania z inną kulturą przez ekran laptopa czy telefonu to niewiele, ale jak już wspomniałam - trzeba mieć otwarty umysł i nie wierzyć we wszystko. 
 Myślałam jakiś czas, czy posta napisać na tym blogu - od takich wywodów mam inne miejsca w sieci, tenże blog jest stworzony tylko do recenzcji kosmetyków. Ale uznałam że można to podciągnąć pod temat beauty (sic!) :P i zwrócić uwagę na te brednie. 
Więc pamiętajcie - każdy w Azji marzy, żeby wyglądać jak my, bo przecież jesteśmy tacy idealni i nie robi nic innego, tylko odkłada na operacje plastyczne.
Chyba czas porzucić przekonania, że Azjaci są zakompleksieni, nie wspominając nawet o reszcie świata, bo post wydłużyłby się o 5 stron. Macie jakieś przemyślenia na ten temat?
}