Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maseczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maseczki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 29 października 2019

Pielęgnacja cery mieszanej jesienią 🍁🍃🍂

.

Cześć! Uwielbiam czytać posty pielęgnacyjne i dziś też przychodzę do was z takowym. Mam cerę normalną z przetłuszczającą się strefą T i mam nadzieję, że jeśli szukacie odpowiedzi na tematy pielęgnacyjne, to będziecie mogli się nieco zainspirować. Mój rytuał raczej od kilku lat wygląda podobnie, zmieniają się jedynie niektóre składowe zależne od pory roku. Enjoy!


Oczyszczanie twarzy zależy od pory dnia. Rano jest to "przepłukanie" twarzy zimną, bieżącą wodą - robię tak od dziecka, bo babcia powtarzała, że "cerę należy rozbudzić", a następnie wkracza tonik - należy go używać po każdym kontakcie z wodą. Ja lubię przetrzeć warz płatkiem, ale jeśli macie wrażliwą lub suchą cerę, możecie użyć hydrolatu i wklepać go delikatnie w twarz - nie każda skóra dobrze znosi pocieranie. 
Wieczorem demakijaż wygląda następująco: płyn micelarny - podobno każdy ma swój ulubiony, ja używam randomowych. Micele zawsze wpadają mi same w ręce i używam po prostu tych, które mam. Ostatnio jako gratis do zakupów dostałam kolejny, który czeka w kolejce. Kilka lat temu pisałam, że nie natrafiłam jeszcze na zły płyn micelarny i zdanie podtrzymuję - każdy jaki miałam radził sobie świetnie.
Płynem micelarnym zmywam prawie cały podkład i udaje mi się nawet część tuszu do rzęs. Później do akcji wkracza żel do mycia twarzy. Ten, którego widzicie na zdjęciu zakupiłam w Naurze w okazyjnej cenie. Wspominam o tym, bo nie spotkałam się z nim nigdzie indziej, a bardzo wam go polecam - dobrze myje twarz i zmywa resztki makijażu, jest wydajny, świetnie się pieni, jest delikatny dla oczu i ma naturalny skład. Jeśli nie mam wiele do zmywania, używam pianki, ponieważ ta konkretna myje w inny sposób niż żel - dobrze domywa cerę, ale nie można jej używać w okolicy oczu. 


Po zmyciu całego dnia z twarzy, czas na tonizację i jak już wspominałam - toniku używam dwa razy dziennie, zawsze po kontakcie z wodą i przed serum i kremem.  Ten którego widzicie na zdjęciu kupuję bo jest łatwo dostępny i ma dobry skład - jestem właśnie w trakcie drugiego opakowania. Tonik z Pixi był w zestawie miniatur, w sam raz do przetestowania i do wzmocnienia efektu serum kwasowego, o którym będę pisać niżej. Tego toniku z racji niewielkiej zawartości kwasu, tak czy inaczej nie można używać w okolicach oczu. Stosuję go czasem na noc zamiast Soraya Plante.


Pielęgnacja dodatkowa - tak ładnie nazywam sera i maseczki, choć są to produkty, których używa każdy. Nigdy nie brakuje u mnie masek na płachcie i masek glinkowych - te ostatnie można robić samemu z naturalnej glinki i wody mineralnej. Używając maseczek glinkowych należy zawsze używać w parze z hydrolatem, bądź tonikiem / wodą przelanych do butelki z atomizerem - nie dopuszczajcie do tego żeby maseczka zaschnęła na twarzy, bo będzie wysuszać buzię. Moim serum jest akurat Hydro alga z Flosleku, które kupiłam w gazecie za całe 10 zł. Świetnie pomógł mi po wakacjach, kiedy z własnej głupoty spaliłam sobie nogi na słońcu - nakładałam booster pod olej i skóra szybko doszła do siebie. Aktualnie używam dwóch pompek na dzień i na noc. 



Peelingi - jakże ważny element pielęgnacji. Zawsze w parze z peelingiem idzie u mnie maseczka - aż żal nie wykorzystać okazji, kiedy cera pozbawiona jest wierzchniej warstwy naskórka i wchłania składniki odżywcze. 
 Pewnego pięknego dnia zaopatrzyłam się w peeling firmy Sylveco co do którego mam mieszane użycia - nie jestem przyzwyczajona do takiej konsystencji, natomiast na pewno nie można mu odmówić działania. Peeling ma bardzo tłustą konsystencję - bazuje na oleju słonecznikowym, ale dzięki małym drobinkom korundu świetnie złuszcza cerę. Po jego użyciu koniecznie trzeba umyć twarz, ponieważ pozostawia tłustą warstwę - chyba, że jesteście posiadaczkami suchej cery i wam to odpowiada. 
Kolejny peeling to The Ordinary z zawartością kwasów AHA i niewielkiego stężenia kwasów BHA, które są polecane do cery tłustej. Z takich domowych produktów z kwasami dobrze jest korzystać, jak w gabinecie - wiosną i jesienią. Zeszłej wiosny korzystałam z Mezo serum z Bielendy, a tej jesieni postanowiłam wypróbować coś nowego. Peeling ten nakładamy na 10 minut i spłukujemy wodą. Lekkie pieczenie czułam tylko za pierwszym razem, nie mniej kwasy działają za każdym razem, bo po użyciu mam bardzo gładką cerę. Nawet przy produktach z kwasami używanych w domu nie zapominajcie o SPF. Swoją ochronę przeciwsłoneczną SPF50 posiadam aktualnie w kremie BB. 



Końcowym etapem pielęgnacji są oczywiście kremy i szczerze polecam te od Miya - szybko się wchłaniają, są w tubkach więc używa się ich higienicznie i dobrze nawilżają cerę. Miałam wszystkie i mojej mieszanej cerze najbardziej przypadł do gustu żółty i zielony, którego mam już kolejne opakowanie. Jeśli chodzi o krem pod oczy, od jakiegoś czasu używam Tarte - uwielbiam go, natomiast muszę poszukać łatwiej dostępnego zamiennika. Nawet jeśli jesteście posiadaczami tłustej cery, nigdy nie rezygnujcie z kremu pod oczy, ponieważ skóra w tym obszarze nie ma tkanki tłuszczowej, jest bardzo cienka. 

Podsumowując, etapy które sprawdzają mi się w przypadku cery mieszanej, to:

1. Płyn micelarny
2. żel do mycia twarzy
3. Tonik
4. Serum
5. Krem
6. Przynajmniej raz w tygodniu peeling i maseczka

Rano pielęgnacja obywa się bez demakijażu. 
Piszcie, jeśli macie jakieś propozycje innych peelingów kwasowych, albo znacie konkretnie nawilżający żel pod oczy.


poniedziałek, 29 stycznia 2018

Skinfood - Maseczki i peeling roku (Rice, Black Sugar, Honey)


Cześć! W Świątecznym okresie w Sephorze roiło się od crackerów, a już po Świętach większość z nich była na wyprzedaży. Tym sposobem w styczniu zakupiłam 3 małe słoiczki z ciekawą zawartością. Mamy tu peeling i dwie maseczki, gdzie peeling ma właściwości odżywcze, a peelingi zawierają drobinki, dostajemy więc produkty wielofunkcyjne.


Black Sugar Perfect Essential Scrub
Peeling ma bogatą, cukrową fakturę, którą widzicie powyżej. Jest zbity, konkretny, nie lejący się, jak większość peelingów na naszym rynku. To, na co na pewno chcę zwrócić uwagę to zapach - zapach cytryn. Nie jest on sztuczny, ale peeling pachnie jakbyśmy przed chwilą skroiły i dolały kilka kropel soku z cytryny - bardzo świeżo i intensywnie. Jest dosyć "ostry" jak to scrub, myślę jednak że w zależności od tego jak będzie się go używać, z sukcesem może go stosować każdy. Moja pierwsza styczność z nim - zupełne wow! Pierwszy raz po użyciu peelingu moja cera była tak zaczerwieniona. Jarałam się tym strasznie i robiłam wszystkim zdjęcia mojej buraczanej twarzy. Jeśli nie chcemy aż tak intensywnego działania, można zostawić peeling zgodnie z zaleceniem na kilka minut, a spłukując go z twarzy, wykonać delikatny masaż. Plus za niesamowitą wydajność - po czterech użyciach ubytek jest nadal niewielki. 


Black Sugar Honey Mask Wash off
Z tą maseczką jest śmieszna sprawa. W nazwie jest znowu "Black sugar", a ja po pierwszym użyciu myślę, gdzie ten black sugar się podziewa. Nie ważne, bo maseczka pachnie miodem, ma konsystencję miodu i odżywia jak miód, nic tylko zachwalać. Zdziwienie przyszło po trzecim użyciu, gdzie zza miodowej, lepkiej warstewki zaczęła się wyłaniać brązowa góra lodowa. Jeszcze jeden rzut oka na nazwę maseczki i moje wielkie "NO WAY!!!" Ależ tak. W miodowej maseczce jest mniej cukrowego peelingu niż w cukrowym peelingu, ale również jest, a spowija go miodowa pachnąca warstewka, więc można powiedzieć że maseczki używa się jeszcze przyjemniej. Nie mniej, czarny cukrowy element który widać na zdjęciu pod miodem nakładam na całą twarz, a sam "miód" na usta i skórę pod oczami. Po trzech takich niedzielnych zabiegach (cukrowy peeling-maska + cukrowa maska-peeling) śmiałam się, że moja cera najzdrowiej wygląda w poniedziałek - zero suchych skórek, jest bardziej napięta a podkład lepiej się trzyma. Na pewno wrócę do tych produktów. 


Rice mask wash off
I czas na kolejną i ostatnią maseczkę która również posiada funkcję peelingu, choć zdecydowanie nie tak trącego, jak cukier. Maseczka z ryżowym ekstraktem będzie idealna dla cer delikatnych, suchych, z problemem rozszerzonych naczynek. Jest to delikatnie pachnąca, biała maseczka, która jednak jakąś strukturę ma - specjalnie rozsmarowałam małą ilość na dłoni, żebyście zobaczyli że wygląda jak zmielone ziarnka ryżu - absolutnie delikatne w użytkowaniu. Ja często używam jej jako "ostatni etap" z trzech produktów, lub zamiast miodowej, choć tej trudno sobie odmówić. Mam wrażenie że ryżowa maska łągodzi - dla mnie jest zbyt łągodna i nie sięgnę raczej po nią ponownie jak po dwie poprzednie, ale trzeba przyznać, że ma potencjał. :)



niedziela, 31 grudnia 2017

Glamglow: #Supermud & #Gravitymud - kultowe maseczki w Świątecznym crackerze




Małe, po 15g maseczki są zamknięte w kolorowych tubkach. Ten Świąteczny cracker kosztował w Sephorze 89 zł. Czy było warto?

SUPERMUD® CLEARING TREATMENT



Maseczka Supermud ma kolor błota i pod palcami są wyczuwalne grudki. Bardzo szybko zastyga na twarzy i piecze skórę, w czym przypomina mi maskę Himalaya Herbals - [KLIK], z tą różnicą że HH jest ok. 20 razy tańsza. :P
Supermud pięknie pachnie - świeżo i... ziemisto. To bardzo znajomy zapach. Jak już wspomniałam, zastyga super szybko, w ok. 5 minut więc nie obejdzie się bez atomizera z wodą, o czym pisałam w poście o HH. Maseczka starczyła mi na ok. 2-3 razy i wyczuwam, że starczy jeszcze na około raz. Czuć że oszczyszcza, widocznych zmian na skórze nie widzę i myślę że nie zainwestowałabym w pełnowymiarowe opakowanie.

INCI: Water\Aqua\Eau, Kaolin, Magnesium Aluminum Silicate, Mandelic Acid, Carbon, Eucalyptus Globulus Leaf, Tartaric Acid, Pyruvic Acid, Lactic Acid, Salicylic Acid, Glycolic Acid, Eucalyptus Globulus Leaf Powder, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Hedera Helix (Ivy) Extract, Symphytum Officinale (Comfrey) Leaf Extract, Chamomilla Recutita (Matricaria) Extract, Peg-12 Dimethicone, Caprylyl Glycol, Sodium Hydroxide, Butylene Glycol, Mentha Piperita (Peppermint) Oil, Hectorite, Hexylene Glycol, Glycerin, Calendula Officinalis Extract, Maltodextrin, Ethylhexylglycerin, Xanthan Gum, Fragrance (Parfum), Limonene, Benzyl Benzoate, Linalool, Phenoxyethanol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Iron Oxides (Ci 77499)



GRAVITYMUD™ FIRMING TREATMENT




Maseczka Gravitymud robi większe wrażenie ze względu na swój srebrny kolor - i jak łatwo się domyślić, jest na tyle efektowna, że stała się ulubieńcem Instagramowiczów. Jest to maseczka zdzierak typu peel-off, nie jest to mój ulubieniec jeśli chodzi o rodzaj, ponieważ nie do końca odpowiada mi forma masek peel off - ściąganie takiej maski podrażnia skórę. Graitymud zastyga po około 25-35 minutach i nie udało mi się jej jeszcze ściągnąć w jednym kawałku. Nawet jeśli już zdejmę maskę z całej twarzy, zawsze zostają jeszcze małe skrawki maski, które trzeba doczyścić tonikiem. Mam wrażenie że twarz po jej użyciu wygląda lepiej, ale nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, na czym polega różnica. Maska ma za zadanie poprawić owal twarzy i możliwe że rzeczywiście coś w tym kierunku działa, choć zmarszczki niestety się nie zmniejszają. :P Na uwagę zasługuje też zapach maseczki - owocowy, intensywny i niesamowicie przyjemny. Lubię jej używać przed wyjściem po Supermud. Próbowałam nawet malować oczy w nałożonej Gravitymud, niestety nie wychodzi to tak łatwo, jakby się mogło zdawać. :P 
Podobnie jak z Supermud - jest okej, ale nie jestem przekonana, czy jest warta 230 pln. 



INCI: Water\Aqua\Eau, Polyvinyl Alcohol, Alcohol Denat., Butylene Glycol, Glycerin, Ethylhexyl Hydroxystearate, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Water, Montmorillonite, Pentylene Glycol, Illite, Polysorbate 20, Canadian Colloidal Clay, Caprylyl Glycol, Althaea Officinalis Leaf Extract, Tapioca Starch, Chondrus Crispus (Carrageenan), Colloidal Platinum, Dipotassium Glycyrrhizate, Alcohol, Ascophyllum Nodosum Powder, Polysorbate 80, Polymethylsilsesquioxane, Hydroxypropyl Methylcellulose, Citric Acid, Lecithin, Pullulan, Porphyridium Cruentum Extract, Soy Isoflavones, Sodium Hyaluronate, Xanthan Gum, Fragrance (Parfum), Coumarin, Disodium Edta, Phenoxyethanol, Sorbic Acid, Potassium Sorbate, Bismuth Oxychloride (Ci 77163)



wtorek, 11 lipca 2017

Maseczki Montagne Jeunesse 7th heaven - truskawkowy suflet, gorąca czekolada, glinka z olejem arganowym

Hej kochani! Kolorowe maseczki Montagne Jeunesse na pewno są wam znane. Zaopatrzyłam się na promocji w Auchanie w 3 których nie miałam, choć szkoda że nie mieli mojej ulubionej z peelingiem, bo chciałam wam o niej opowiedzieć. Jak sprawdza się reszta?



Argan Oil mud - maseczka, którą użyłam jako pierwszą. Ciekawiło mnie połączenie glinki z olejem arganowym w wydaniu drogeryjnym - sama mieszam glinkę z olejkiem, żeby za szybko nie zaschła na twarzy. Maseczka ma neutralny, jasny kolor. Zasycha szybko i jak to często bywa - ciężko ją domyć. Kiedy to w końcu się uda, ukazuje się gładka i zmatowiona cera.

INCI: Aqua (Purified Water), Kaolin (Natural Clay), Glycerin (Plant Origin), Bentonite (Natural Clay), Magnesium Aluminum Silicate (Natural Clay), Illite (Mediterranean Clay), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Glucose, Parfum (Fragrance), Xanthan Gum (Natural Thickener), Maris Sal (Dead Sea Salt), Citric Acid (Plant Origin), Rosa Canina (Rosehip) Fruit Oil, Argania Spinosa (Argan) Kernel Oil), Propylene Glycol, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice, Linalool*, Euterpe Oleracea (Acai) Fruit Extract, Potassium Iodide, Sodium Chloride, Sorbitol, Potassium Thioganate, Jasiminum Officinale (Jasmine) Flower Extract, Vanilla Plantifolia (Vanilla) Fruit Extract, Anthemis Nobilis (Chamomile) Flower Extract, Aesculus Hippocastinum (Horsechestnut) Seed Extract, Sodium Benzoate, Lactoperoxidase (Milk Origin), Potassium Sorbate, Glucose Oxidase (Sugar Origin), Sorbic Acid.
https://www.my7thheaven.com/

Strawberry souffle - maseczka również z kategorii glinkowych, ale polecana również do cery suchej. Ma neutralny, jasny kolor i zawiera drobinki imitujące pestki truskawek. (Zdjęcie poniżej) Pachnie baardzo truskawkowo. Zasycha na twarzy nieco dłużej niż poprzednia maseczka, oprócz efektu na skórze daje nam też wrażenie że na twarzy mamy prawdziwe truskawki. :)

INCI: Aqua (Purified water), Bentonite (Natural clay), Glyceryl stearate SE (Plant origin), Stearic acid (Plant origin), Glycol stearate (Plant origin), Glycerin (Plant origin), GIyceryl stearate (plant origin), Coco-glucoside (Plant origin), Prunus persica (Peach) kernel oil, Mica(Natural mineral), PEG-100 stearate (Plant origin), Fragaria ananassa (Strawberry) fruit, Benzyl alcohol, Juglans regia (Walnut) shell powder, Xanthan gum (Plan origin), Parfum (Fragrance), Dehydroacetic acid, Aloe barbadensis (Aloe vera) leaf juice, Maltodextrin (Plant origin), Dried cream (Milk origin), Aroma (Flavor), Vanilla planifolia (Vanilla) fruit extract, Sodium benzoate, Potassium sorbate, Cl 77891 (Titanium dioxide)(Natural pigment), CI 14700 (Red 4)
https://www.my7thheaven.com/

Hot Chocolate Masque jest to maseczka z serii sauna - rozgrzewająca. Wrażenie ciepła na twarzy jest bardzo przyjemne. Spodziewałam się, że będzie trwało tylko chwilę po aplikacji i koniec, ale trwa przez cały czas noszenia jej, ponowne przemasowanie twarzy wzmacnia efekt. Maseczka pachnie sztucznie czekoladowo - zapach jest bardzo wysoko w składzie. Myślę, że po modzie na bezzapachowe kosmetyki, te przyjemnie pachnące znowu wróciły do łask, bo aromaterapia ma ogromne znaczenie. Maseczka nie zastyga na twarzy i miejscami potrafiła mi z niej spływać. Myślę, że na użyciu tej konkretnie maseczki lepiej wyszedł mój zmysł węchu, niż cera. :P

INCI: Propylene glycol, Zeolite (Mineral origin), Illite (Mediterranean clay), Kaolin (Natural clay), Glycerin (Plant origin), Aroma (Flavor) Cetyl hydroxyethylcellulose, Theobroma cacao (Cocoa) fruit powder, Theobroma cacao (Cocoa) seed butter, Citrus aurantium dulcis (Orange) oil, Sucrose (Sugar), Limonene, Parfum (Fragrance), Vanilla planifolia fruit extract, Lecitin (Natural emulsifer), CI 77499 (Iron oxides), CI 77492 (Iron oxides), CI 77491 (Iron oxides) https://www.my7thheaven.com/



maseczka strawberry souffle posiada ciekawą teksturę - małe drobinki imitują pestki truskawki,ale nie działają peelingująco.

poniedziałek, 1 maja 2017

Nowości w maseczkach do twarzy po raz kolejny - Holika Holika, Pilaten - oczy, usta,cała twarz


Jak to mówili starożytni Egipcjanie - pielęgnacji nigdy za wiele :) (sic!) Tak więc moje oczy spoczęły na nowych maseczkach w płachcie od Holika Holika - spośród 10 rodzajów wybrałam trzy: ryżową [KLIK] ogórkową [KLIK] oraz z zieloną herbatą [KLIK]. Posługując się ściągą z opakowania, to nawilżenie, nawodnienie oraz wygładzenie.


Według wskazówek na opakowaniu, maseczki są na "cienkim materiale żelopodobnym", ale nie ma się co czarować - to maseczki na bawełnianej płachcie, jak wiele innych. Jeśli miałabym znaleźć coś co je wyróżnia, to rodzaj otwarcia - który wyjątkowo występuje w prawym górnym rogu. Bardzo podoba mi się również przejrzysty design opakowań. Zawartość natomiast jest klasyczna - większe wrażenie wywarła na mnie maseczka z ryżem, która lekko szczypała twarz i dobrze nawilżyła. 


Przechodząc do Pilaten - Maseczki w opakowaniach wyglądają bardzo szkaradnie. Jak z Chińskiego marketu, albo sprowadzone z aliexpress. Opakowania są kiczowate, natomiast musiałam wypróbować żelową maseczkę na usta, bo już od dawna kusi mnie taka maseczka od Etude House. Przy okazji kupiłam też żelowe płatki pod oczy - pomimo że mam jeszcze opakowanie bawełnianych płatków (ok. 5 zł za kilkanaście sztuk firmy Skinlite w Carrefour, polecam!) Żelki pobyły sobie na mojej twarzy ok 25 minut i nie zrobiły nic spektakularnego. Oprócz tego, że współlokatorzy wymyślili mi kilka nowych przezwisk i moja ciekawość co do kolorowych żelek została zaspokojona :) Usta nie były wygładzone, a skóra pod oczami spektakularnie rozjaśniona. Wręcz zaciskałam je pod maską, która temu sprzyjała. Cóż - wypróbowałam i więcej się nie skuszę. Mam natomiast w planach wypróbowanie pozostałych maseczek od Holiki :)


sobota, 25 marca 2017

Czarna maseczka Pilaten

O maseczce Pilaten i tego typu specyfikach jest dosyć głośno - bo prawie każdy z nas ma wągry na nosie, a nie każdy chce je mieć. Czym jest maseczka i czy się sprawdza?

 

Maseczka polecana do wielu typów cer, w szczególności tłustej i mieszanej, ze skłonnością do występowania zaskórników (również zamkniętych wągrów) oraz powiększonych porów skórnych. Naturalne składniki gwarantują bezpieczeństwo stosowania bez ryzyka podrażnień.
- Doskonale oczyszcza skórę z zanieczyszczeń
- Usuwa martwy naskórek
- Zmniejsza widoczność porów
- Reguluje pracę gruczołów łojowych
- Wygładza powierzchnię skóry
Zawiera aktywny węgiel pozyskiwany z bambusa, który ma właściwości oczyszczające, bakteriobójcze i ściągające, dzięki czemu dokładnie usuwa nadmiar tłuszczów znajdujących się na powierzchni skóry. Niweluje także efekt „świecenia się” twarzy. Dodatkowo poprawia koloryt cery delikatnie ją rozjaśniając.
Sposób użycia: Maskę nałożyć równomiernie na suchą skórę twarzy omijając okolice oczu. Odczekać aż maseczka całkowicie zaschnie, po czym delikatnym ruchem oderwać ją i zdjąć.
Efekt: Idealnie oczyszczona, wygładzona i zmatowiona cera.



Maseczkę możemy dostać w tubce (kupiłam za ok. 20 zł w Drogeriach Polskich) oraz w saszetkach, które widziałam w mniejszych drogeriach.  Na początek zdecydowanie polecam mniejsze opakowanie, jeśli macie taką możliwość.
Pojemność maseczki 60g jest dla mnie zdecydowanie zbyt duża, zwłaszcza że dla mnie osobiście to wielki niewypał. 
Kosmetyk ma postać czarnej, kleistej i niezbyt zachęcającej mazi. Pachnie za to słodko, owocowo-kwiatowo. W tym wypadku zapach przeczy wyglądowi. Maź przed zastygnięciem jest na tyle kleista, że ciężko ją zmyć z rąk (w tym przypadku sprawdzi się tylko nakładanie pędzlem) i ubrań. Już przetestowałam, gdy maseczka kapła mi na bluzę - plamy po niej trudno wywabić.
 
 
Maseczka jest z typu tych peel off - czyli jest zdzierana. Ma działać jak plaster na zaskórniki z tym plusem, że sami możemy wybrać obszar, na który ją nałożymy. Moje pierwsze podejście było dosyć ciężkie, jako że próbowałam nałożyć maskę palcami. Nałożyłam cienką warstwę, która dosyć szybko zastygła na nosie, ale nie 'wyjęła' z niego nic. Kolejne podejście na całą strefę T, z grubszą warstwą - nadal nic. W dodatku grubsza warstwa maski zastyga około pół godziny, a niezaschnięte fragmenty dosyć ciężko zmyć. Oczywiście przed każdym użyciem robiłam peeling, bo pory były jak najbardziej otwarte. Kolejnym już razem poszłam na całość - zrobiłam porządny, gruboziarnisty peeling, oraz parówkę. Gorącym ręcznikiem masowałam twarz, a gdy się ostudził, znowu nasączałam go wrzątkiem i pocierałam tak cerę przez ok, 5 minut. Nałożyłam maskę tym razem na całą twarz i znowu nic - wągry były tam, gdzie zawsze. Za to bardzo podrażniłam sobie skórę na policzkach, która po peelingu i tej masce dochodziła do siebie kilka dni. Niestety, maseczka nie zrobiła NIC oprócz wyrwania włosków z twarzy. Zachęcona opiniami innych, czuję, że straciłam pieniądze, czas, nerwy i Bogu winne mikro włoski z twarzy :P

niedziela, 12 marca 2017

Maseczki Skin79 all that rose i all that aloe - promocja 3 za 2

Pisałam wam ostatnio na ig i na Facebooku (czyli wszędzie, gdzie się da :P) o promocji na maseczki Skin79 w Douglasie. Na takich promocjach mogą skorzystać osoby, które używają nałogowo masek w płachcie (ja!) i lubią tą metodę. Wśród zakupów znalazły się 2 maseczki, których jeszcze nie miałam - różana i aloesowa. I to na nich się dziś skupię.

 

Potrójna dawka aloesu cztery razy szybciej wnika w skórę niż woda, dogłębnie nawilża, ujędrnia i regeneruje naskórek, poprawiając miejscowe krążenie krwi. Aloes zawiera enzymy przyśpieszające regenerację naskórka, sprawdzi się przy cerze suchej, podrażnionej, uszkodzonej mechanicznymi zabiegami upiększającymi. Stosować minimum raz w tygodniu.

Po przeczytaniu opisu, stwierdziłam że ta maseczka pójdzie na pierwszy ogień. Co prawda nie wiem jak rozumieć tą potrójną dawkę, ale staram się wierzyć we wszystko. Ostatnio zrobiłam sobie za mocny peeling i moja skóra płacze, więc mocne nawilżenie i zregenerowanie jest jak najbardziej na miejscu. Maseczka jest przyczepiona do kawałka papieru (zwał, jak zwał) który trzeba odkleić przed nałożeniem. Jak w większości masek hydrożelowych. W opakowaniu nie ma zbędnej esencji, zostaje jej sporo jednak na tym 'papierku' - ja ją wyciskam z niego i dokładam na twarz. Nie mniej, nie ma szans żeby nosić u mnie maseczkę dłużej, niż przepisowe 20 minuty. Po tym czasie wysycha na twarzy i pomimo że nadal jest delikatnie wilgotna, trzeba już ją zdjąć. W składzie po wodzie jest gliceryna, która zatrzymuje wodę w naskórku ale może też zapchać pory. Buzia była nawilżona - po 20-minutowym kontakcie z maseczką nie miała wyboru, ale niestety pojawiły się, a może bardziej trafnym określeniem będzie - nasiliły się zmiany skórne.

 
All That Rose Mask zawiera wodę z bułgarskiej róży damasceńskiej, która na skórę działa kojąco, łagodząco, nawilżająco i antyseptycznie.Wyciąg z róży wykazuje działanie przeciwzmarszczkowe, reguluje krążenie i wzmacnia naczynka. Olejek z róży regeneruje, nawilża i utrzymuje barierę hydrolipidową skóry oraz uszczelnia naczynia krwionośne i zmniejsza zaczerwienienia. Polecana dla cery wrażliwej, zmęczonej, szarej, z pierwszymi oznakami starzenia. Stosować minimum raz w tygodniu.

 O ile maska z aloesem była żółta, ta maseczka ma kolor bladoróżowy i ma bardzo przyjemny, różany zapach. Mogłabym ją stosować dla samego zapachu cały czas. :D Podobnie jak z aloesem - maska ma 2 warstwy, jedną należy zdjąć i wyrzucić, drugą nałożyć na twarz. Po 20 minutach maseczka już wysycha. Pierwsze w składzie maski są: water, glycerin i butylene glycol, pomimo to nie zapchała mi porów. Używałam jej dzisiaj i jestem zadowolona z efektów, może 2 dni temu kiedy używałam aloesu, moja skóra była w gorszym stanie. Zaaplikowałam nawet po zdjęciu maseczki dosyć gęste serum na twarz i czułam jedynie nawilżenie. Różaną maskę oceniam bardzo dobrze. Jeśli ktoś jest zainteresowany składek którego nie ma na stronie dystrybutora, piszcie - podeślę. :)

piątek, 10 lutego 2017

Douglas, beauty system - more than moisture hydrating capsel - maseczka nawilżająca jako krem?

 

Hej! Dziś będzie o bardzo fajnej maseczce, kupionej przypadkiem w Douglasie przy zakupach kolorówkowych. Maseczka jest z tych nawilżających, ale mimo to zawiera glinkę, która jest kojarzona z matowieniem - już na wstępie odsyłam was do składu, bo jest on dosyć ciekawy. Jeśli chodzi o postępowanie z maseczkami kremowymi, nakłada się ich grubą warstwę na skórę, pozostawia na określony czas i zbiera nadmiar chusteczką. Te glinkowe, do cer tłustych trzeba koniecznie zmyć. Nigdy nie byłam fanką oszczędzania na maseczkach i nie zużywam jednej saszetki dziesięć razy, bo lubię dać skórze porządną dawkę pielęgnacji. Osoba, która poleciła mi maseczkę mówiła, że starcza nawet na 8 razy. Pokiwałam tylko głową, a teraz sama... używam jej w zastępstwie za krem.
 
 

Przede wszystkim, maseczki w opakowaniu jest dosyć sporo i marnotrawstwem wydaje się nałożyć wszystko, bo wszystko i tak się nie wchłonie. Z drugiej strony - kwestie higieniczne. Maseczka nie ma jakiegoś porządnego zamknięcia, bo jest stworzona "na raz." Dlatego radzę sobie jakoś po swojemu - czyt. klipsami. Jestem jednak świadoma, że nie jest to jakieś super zabezpieczenie. Osobiście lubię bogatą pielęgnację i używając maseczki na serum rano i wieczorem, czuję się prawie spełniona. :P Ona naprawdę nawilża! Momentami, gdy mam przesuszoną cerę, czuję szczypanie, a potem ulgę. Stosowałam ją w komplecie z różnymi produktami - serami, żelem aloesowym, tonerami - i nie doczekałam się żadnej reakcji uczuleniowej, ani zatkanych porów. Maseczka spisuje się znakomicie. Jeśli potraktować ją po mojemu, czyli stosować codziennie w mniejszych porcjach (ale nadal więcej, niż krem) można przyjąć, że jest to jeden z najbardziej opłacalnych kremów o bogatej konsystencji. Maseczka przyjemnie pachnie i również przyjemnie się jej używa. ;)


 Nie namawiam was do takiego kombinowania jak ja, polecam natomiast wypróbować maseczkę, choćby w tradycyjny sposób. W końcu nawilżenia potrzebuje każda cera. Dla mnie to mała kapsułka, po której moja cera ma się lepiej i na pewno do niej wrócę. :)
 
https://media-pl.douglas-shop.com/918996/900_0/Douglas_Beauty_System-More_Than_Moisture-Hydrating_Kapsel.jpg

niedziela, 8 stycznia 2017

Garnier, moisture+ aqua bomb - nawilżająca maska w płachcie


Hej! Dziś baardzo krótki wpis o nowości od Garniera, czyli maseczce w płachcie. Garnier lubi inspirować się Koreańską pielęgnacją - jako pierwszy nazwał krem tonujący kremem BB, następnie stworzył coś na wzór sleeping pack - [KLIK] a teraz proszę, maseczki w płachcie. Ucieszyłabym się na nie 5 lat temu, kiedy żadne maseczki tego typu nie były jeszcze dostępne stacjonarnie, ale myślę że nic nie zaszkodziło wypróbować tej nowości. Garnier posiada w asortymencie 3 rodzaje, a mnie wysłał moisture aqua bomb - maseczkę nawilżającą. 




Technologia oparta na naturalnych składnikach, kwasie hialuronowym i serum nawilżającym, nawilża skórę aż do 24 godzin. Maseczka wzmacnia naturalną barierę ochronną skóry, dzięki czemu pomaga chronić ją przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych i pozwala zachować młody wygląd na dłużej.

Materiał ze 100% naturalnego włókna celulozowego idealnie dopasowuje się do kształtu twarzy.



olej na włosach maseczka, kawa i ulubiony serial <3 XD


Maseczka ma 2 warstwy - niebieską trzeba przed użyciem odkleić od białej i na twarz nałożyć tylko białą.  Jak w maskach hydrożelowych. Jeśli chodzi o kształt, odpowiada mi - jest dobrze wycięta. Ilość esencji w opakowaniu - można zauważyć nadmiar, który można nanieść na maskę. Wolę jeśli esencji jest więcej, niż mniej. Pachnie ładnie i zdjęta po 20 minutach, ładnie nawilżyła cerę. Różni się jednak nieco od maseczek Azjatyckich, albo chociażby testowanej ostatnio Etre Belle. Garnier wchłania się w skórę tak szybko, że właściwie od razu po zdjęciu mamy już suchą cerę. Maseczkę można więc stosować bezpośrednio przed makijażem. Nie zwróciłam uwagi, ile kosztuje w sklepach, ale z chęcią wypróbowałabym resztę maseczek z serii.

niedziela, 23 października 2016

Skin79, maska dla suchej małpy 🐵 🙈 🙉 🙊


Hej! Dziś słów kilka o masce nawilżającej, dzięki przez kilkanaście minut staniemy się, nie już taką suchą, małpą. Bardzo cieszę się, że dostałam tą maseczkę, bo jak wiadomo - nawilżenie przyda się każdemu, zawsze i wszędzie. 
SKIN79 Animal Mask - For Dry Monkey
Innowacyjny design nowych masek w płacie zachęca do zabawy podczas codziennej rutyny pielęgnacyjnej. SUCHA MAŁPA to maska która pozwoli nawilżyć nawet najbardziej kapryśne cery. Wysoka zawartość kwasu hialuronowego, który ma doskonałe właściwości łagodzące, pozwala na skuteczne nawilżenie przesuszonej skóry mającej skłonności do pierzchnięcia. Wygładza, poprawia elastyczność i ujędrnia. Ekstrakt z kwiatu lotosu nawilża i przyspiesza gojenie. Wyciąg ziarna kakaowca ma działanie odżywcze i ochronne. Produkt wolny od parabenów, pochodnych formaldehydu i ftalanów.
Sposób użycia: na oczyszczoną skórę twarzy nałożyć toner, a następnie płat maski. Po 20 minutach zdjąć i wklepać pozostałość żelu.



To właśnie główna funkcja kosmetyku, czyli nawilżenie sprawia, że maska jest bardzo uniwersalna. Jeśli macie wątpliwości co do wyboru, nawilżenie zawsze jest dobrym wyborem :) Pisałam wcześniej o kociej maseczce 'for angry cat' która jest dla osób z cerą problematyczną, o choć obydwie są dobre, znacznie się między sobą różnią. 
Pierwszą rzeczą, z którą kojarzą nam się zwierzęce maseczki, to właśnie zabawne nadruki, które nie rozpuszczają się pod wpływem ciepła i mokrego otoczenia. :) Na 20 minut stałam się małpą ze złym wyrazem twarzy i na pewno umila to aplikację. I ponownie namawiam, chociaż maseczki od Skin79 są intrygujące i zabawne, polecam wyciągnąć z nich jak najwięcej... leżąc. W tej pozycji bawełna najbardziej przylega do naszej twarzy i skóra wypija więcej składników aktywnych. Jeśli chodzi o samą esencję, jest jej w opakowaniu aż zanadto, więc resztki wystarczą również na szyję i dekolt. Sama emulsja ma postać biało-przezroczystego żelu i pięknie pachnie - jest nieco bardziej 'kolorowa', niż w kotkowej masce. Maskę trzymałam pół h (razem z maską biovax na włosach - jak zwykle małe spa :P) resztę esencji wklepałam i nadmiar wchłonął się po 10 minutach. Kierując się zegarkiem na zdjęciu, 1,5 h od zdjęcia maseczki, nadal mam lepką twarz od nadmiaru esencji - pozwala to wnioskować, że maseczka jest idealna na noc. Moja przesuszona ostatnio cera po takich zabiegach ma szansę odzyskać równowagę. I wy powinniście dać szansę maseczce - nawet osoby ze skórą tłustą, jak ja powinny na jakiś czas stać się złą małpą. :) I na sam koniec jedyne, czego mogę się przeczepić - wykrój maseczki. Jak widać, boki twarzy, skóra pod ustami i oczami jest całkowicie odkryta.

sobota, 15 października 2016

Skin79, pore bubble celansing mask - bąbelkująca maska w płachcie

Skin79 wypuścił ostatnio kilka bardzo ciekawych produktów w postaci masek, których nie można po prostu ominąć. Jednym z nich jest bąbelkująca maska w płachcie, którą dorwałam w Drogeriach Polskich za 17 zł :)

 

 

Pierwsza maseczka w płacie zapewniająca efekt masażu jednocześnie. Maska, dzięki drobnym pęcherzykom powietrza, wnika głęboko w pory, dokładnie je oczyszczając. Ekstrakt z jeżówki pobudza wytwarzanie nowych włókien kolagenowych i silnie regeneruje. Proteiny mleka nawilżają i wygładzają skórę. Wąkrota azjatycka wykazuje działanie przeciwzapalne, poprawia gęstość i elastyczność skóry. Twarz staje się silnie nawilżona i wyraźnie rozjaśniona. Stosować minimum raz w tygodniu. 

Sposób użycia:
1. Umyć i stonizować twarz.
2. Rozmasować maskę przez opakowanie,
aby równomiernie rozprowadzić składniki aktywne.
3. Rozłożyć maskę na suchej skórze, dopasowując do oczu i ust.
4. Po około 10 minutach zdjąć maskę.
5. Umyć i stonizować twarz

 

 
Maska w przeciwieństwie do zwierzakowych, wygląda na twarzy bardzo źle. :P Wyjęta z opakowania jest czarna, natomiast po chwili zaczyna się pienić i po 10 minutach mamy całą twarz w pianie. Na obrazku powyżej widzicie zdjętą już z twarzy maskę - piany jest tyle, że nasza maska jest w 3D  i wygląda to komicznie, ale bąbelki na szczęście nie dostają się do oczu. Zrobiłam jedno zdjęcie w masce i położyłam się na 10 minut, żeby się zrelaksować - polecam, zamiast latać i robić sobie zdjęcia. Na leżąco bardziej czuć (i słychać!) bąbelki które pękają na naszej buzi, również sama maska ma większą przyczepność. 
Maskę polecam trzymać przepisowo 10 minut, resztki należy zmyć wodą i najlepiej wklepać serum i krem. Buzia po zdjęciu maski jest świeża, czysta i i bardziej gładka. Nie zauważyłam większych zmian, ale myślę, że do tego potrzeba regularności w stosowaniu. Na pewno jest to bardzo ciekawa metoda 'maseczkowania' i warto ją wypróbować, choć przyznam szczerze, że za bardzo już przyzwyczaiłam się do masek nasączonych esencją.
 


 

Water, Glycerin , Sodium Cocoyl Apple Amino Acids ,
Cocamidopropyl Betaine, Dipropylene Głycol , Disloxane , Methyl
Perfluoarobutyl Ether , Methyl Perfluoroisobutyl Ether, Hydroxyethyloellulose,
Phenoxyethanol, Sodium Chloride,Ethylhexylglcerin,Disodium EDTA,
Fragrance, Butylene Głycol, Ethyl Hexanediol, Echinacea Angustifolia Extract,
Mentha Piperita(peppermint),Leaf Extract, Milk Protein Extract, 1,2-Hexanediol,
Centella Asiatica Extract, Gaultheria Procumbens,(Wintergreen) Leaf Extract,
Camellia Siensis Leaf Extract, Houttuynia Cordata exstract.





wtorek, 4 października 2016

Etre Belle, nawilżająca maska z kolagenem i aloesem w płachcie


Hej! Dzisiaj kilka słów o maseczce w płachcie, która wpadła w moje sidła. Mowa o marce Etre Belle, z którą nie miałam styczności, ale słyszałam o niej w Shinyboxach. Maska jest zamknięta w niepozornym, błękitnym opakowaniu który najbardziej ma przypominac o jej przeznaczeniu, czyli nawilżaniu.


Maseczka zawiera 2 tytułowe nawilżacze - aloes i kolagen Jeśli chodzi o aloes, moim ulubieńcem jest 99% aloes z Holiki, ale ten składnik zawsze będzie mi miły. Przed kolagenem w składzie jest alantoina, która działa łagodząco. Cały skład maseczki jest zaskakująco krótki, wręcz nieporównywalnie krótki do maseczek Azjatyckich. Oczywiście jest to ogromnym plusem, oraz fakt, że nie ma tutaj w INCI jakiś większych zagadek, czy nieznanych mi składników. Zawsze mówiłam, że jesli chodzi o maski płachtowe, najważniejsze poza działaniem są dla mnie 2 rzeczy - krój bawełnianej maski i ilość esencji w opakowaniu. Byłam zaskoczona, ile 'serum' mieści to niewielkie opakowanie - spokojnie wystarczyło jeszcze na szyję, maska jest też dobrze wykrojona.
Co do działania - wow! Po nałożeniu maski podrażnienia na twarzy piekły mnie przez moment, ale po zdjęciu widziałam, że wszystko się uspokoiło. Buzia po użyciu jest też nawilżona i przez moment 'mokra', ale po kilkunastu minutach wszystko się wchłania. Po zdjęciu maski, jeśli aplikowałyśmy ją rano, lepiej nałożyc krem BB niż podkład, bo fluid może się zrolować na resztkach esencji. Nie mniej, tego typu maseczki zalecam jednak pod wieczór.
Podsumowując - maseczka nawilżająca Etre Belle jest prześwietna, czego muszę przyznać się nie spodziewałam. Polecam ją z czystym sumieniem.

sobota, 17 września 2016

Skin79, maseczka watermelon girl 🍉

Hej, kochani!
O maseczkach nie piszę zbyt często, chyba że mnie wybitnie zaciekawią. Maseczka arbuzowa jest nieco intrygująca na swój sposób - jak wiecie, uwielbiam maski w płachcie, a masek z grafiką używa się przyjemniej. O skinowym tygrysku pisałam tutaj - KLIK, a arbuzowa maska jest interesująca, bo upolowałam ją stacjonarnie, gdzie dostępne były też inne maseczki Skin79 oraz Holika Holika.

A photo posted by Patrycja Hajduk (@v.xxi) on
 
SKIN79 Fruit Mask - Watermelon Girl

Innowacyjny design nowych masek w płacie zachęca do zabawy podczas codziennej rutyny pielęgnacyjnej. ARBUZOWA DZIEWCZYNA to maska silnie nawilżająca o kojących właściościach ekstraktu z arbuza. Likopen zawarty w wyciągu zapobiega fragmentacji DNA w fibroblastach i keratynocytach, chroni ważne składniki komórki przed działaniem promieni UV i zmniejsza ryzyko wystąpienia rumienia  po nadmiernej ekspozycji na słońce. Watermelon Girl to idealna maska na lato. Działa zmiękczajaco, nawilżająco, przeciwzmarszczkowo i tonizująco. Produkt wolny od parabenów, pochodnych formaldehydu i ftalanów. 
Sposób użycia:
na oczyszczoną skórę twarzy nałożyć toner a następnie płat maski. Po 20 minutach zdjąć i wklepać pozostałość żelu.




 
Zapach, zaskoczę was, jest... owocowy. :P Nie da się wyczuć jakiejś konkretnej woni, nie mniej jest delikatny i przyjemny. Nie narzuca się w żaden sposób.
 
Opakowanie samo w sobie jest zwyczajne, zawiera naklejkę z podstawowymi informacjami po polsku, jakie zawarł dystrybutor i skład w języku angielskim. Ważniejsza jest tu jednak kwestia zawartości opakowania - pisałam wam kiedyś, że zazwyczaj im droższa maseczka, tym więcej esencji - rzeczywiście, pomimo że płachta była porządnie nasączona, w opakowaniu znajdowało się jeszcze nieco produktu, którego możemy dołożyć na twarz. Ostrzegam jednak - może dla niektórych wydawać się to oczywiste, ale ludzie już niczym mnie nie zaskoczą - maska w płachcie to produkt jednorazowy Spotkałam się kiedyś z wpisem (który niestety nadal istnieje), gdzie blogerka opisywała, że maseczek używa 2 raz - po prostu, po użyciu wkłada do opakowania i następnego dnia z powrotem na twarz. Taka mokra maska po zdjęciu z twarzy i podczas przechowywania to istne siedlisko bakterii - przestrzegam, że na maseczkach nie warto oszczędzać w ten sposób. Napisałam to autorce, ale pomimo że upłynęło kilka miesięcy, nie zaakceptowała komentarza, ani nie edytowała wpisu - a szkoda by było, gdyby ktoś wziął przykład z takich złych nawyków.



O maseczkach w płachcie już się rozpisywałam, ale zawsze w postach staram się powtarzać wszystko od podstaw, bo wiem że wiele z was trafia tu po raz pierwszy. Bawełniana forma maski sprawia, że skóra nie ma wyboru i musi wchłaniać esencję, którą jest nasączona bawełna. Brzmi banalnie? Tak, na tym polega działanie każdej maski. Bawełniane maseczki można też kupić solo i samemu nasączać serum, lub nakładać mokrą bawełnę na maskę glinkową, aby nie wysychała zbyt szybko. Jednak po co się trudzić, skoro producenci wychodzą nam naprzeciw. :P Jeśli oglądacie k-dramy, na pewno widzieliście nie raz i nie dwa aktorów w maskach, baardzo popularnych na drugim kontynencie. Kilka lat temu PL firmy kosmetyczne podłapały pomysł i pamiętam, że na targach kosmetycznych kosztowały krocie, na szczęście Lomi Lomi pojawiło się w Hebe stacjonarnie. A teraz przyszła kolej na stacjonarny Skin79 - napiszę wam wkrótce więcej, bo ma pojawić się baaardzo dużo Azjatyckich produktów. 
Maska arbuzowa oczywiście nie różni się formą od innych masek w płachcie, poza małymi technicznymi uwagami. Niektóre maski są jakby szyte na miarę, inne mniej. Rzeczywiście, arbuz nie zakrywa mi boków twarzy, jednak poza tym wszystko pasuje. 
Maseczkę trzymałam na twarzy przepisowo 20 min i resztki esencji wklepałam. Skóra była przez chwilę mokra, ale po kwadransie esencja wchłonęła się całkowicie. Teraz, co jest zasługą zarówno peelingu jak i maski, jestem posiadaczką super-nawilżonej i wygładzonej cery. Brzmi jak idealna baza pod makijaż? Szkoda, że nie mam więcej czasu na takie radości. 
Maski w płachcie są niesamowicie uniwersalne - przykładowa, właśnie opisywana arbuzowa, ma za zadanie nawilżać. Dla suchej skóry będzie ukojeniem, a dla mojej tłustej jest wręcz idealna. Po peelingowaniu twarzy, skóra jest przez chwilę matowa, gdy wchłonie nawilżającą esencję, produkcja sebum przebiega wolniej. Intensywne nawilżanie jest też podstawowym sposobem zapobiegania zmarszczek. Niczego nie boję się bardziej, niż widoku kurzych łapek wokół oczu w przyszłości - siedząc z maską na twarzy, obawy nieco zmniejszają się. :P

Podsumowując:
- Skóra przez 20 minut absorbuje ekstrakty owocowe zawarte  w składzie
- Po zdjęciu maski przez chwilę jest lepka, ale reszta esencji szybko się wchłania
- Jeśli esencji w opakowaniu zostało nam sporo producenci zalecają często zużycie jej na suche partie na ciele - łokcie i kolana
- Po wchłonięciu esencji mamy idealną bazę pod makijaż, dzięki nawilżeniu i wygładzeniu skóry
- Przyjemny zapach
- Ideał!  Dla mających czas, najlepiej stosować kilka razy w tygodniu     


 
Water, Butylene Glycol, Glycerin, Citrullus Lanatus (Watermelon) Fruit Extract(500ppm), Persea Gratissima (Avocado) Fruit Extract, Musa Sapientum (Banana) Fruit Extract Actinidia Chinensis (Kiwi) Fruit Extract Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Fruit Extract Trehalose, Betaine, Allantoin, CarthamusTinctorius (Safflower) Flower Extract Gardenia Florida Fruit Extract Phenoxyethanol, Xanthan Gum, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Tromethamine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Ethylhexylglycerin, Disodium EDiA, Fragrance, 1,2-Hexanediol

}