czwartek, 11 grudnia 2014

Ziaja liście zielonej oliwki, skoncentrowany krem oliwkowy SPF 20 - Dlaczego się polubiliśmy?

Witam :) Dzisiaj przychodzę do was z mini-recenzją produktu, który na pewno już znacie i słyszałyście. Jubileuszowa seria Ziaji szybko zaskarbiła sobie grono wielu konsumentów i mnie przypadkiem też!
Jestem posiadaczką cery mieszanej i w tym momencie najbardziej zależy mi na pozbyciu się wszelkich pozostałościach zanieczyszczeń na twarzy, więc stawiam na oczyszczanie. Ale o nawilżaniu też trzeba pamiętać, zwłaszcza że nadciągają mrozy i nasza skóra może potrzebować wsparcia. Przypadkiem w moje łapki wpadła próbka kremu i spodobał mi się tak bardzo, że od razu kupiłam pełnowymiarowe opakowanie. Prędzej czy później i tak by się to stało - kremik widzę na waszych blogach i nawet na półce u kosmetyczki... trudno nie spróbować.


Opis ze strony producentaPolecamy lekki, nietłusty krem z esencją z liści zielonej oliwki. Zapewnia prawidłowe nawilżenie, ochronę i regenerację. Idealny na każdą pogodę, dla każdego rodzaju skóry, w każdym wieku.Liście zielonej oliwki - odświeżają i wzmacniają skórę oraz chronią przed transepidermalną utratą wody.System nowoczesnych filtrów UV - chroni przed podrażnieniami słonecznymi.Emolienty i witaminy - zmiękczają naskórek i wygładzają drobne zmarszczki.


Co sprawiło, że polubiłam ten krem? Nie ma rzeczy, której w nim nie lubię! Bardzo dobrze rozprowadza się na skórze, a przy tym ładnie pachnie. Szybko się wchłania, ale pozostawia też lekko tłusty film. Jest idealny pod makijaż, zwłaszcza dla osób, które używają matującego fluidu i pudru. Z moim obecnym [KLIK] bardzo się lubią i nie gryzą ze sobą. Jeśli ktoś nie używa osobno filtra ochronnego lub nie ma takowego w podkładzie, krem spełnia również tą funkcję. Dla mnie filtr SPF 20 na zimę jest akurat. Przy mojej mieszanej cerze lubię używać czegoś nawilżającego na dzień, a nawet natłuszczającego na noc. Każdy rodzaj cery potrzebuje nawilżenia, a czasem nawet natłuszczenia. Cera po użyciu kremu jest niesamowicie mięciutka i przesuczone obszary szybko dochodzą do siebie. 
Polecam go osobom z każdym rodzajem cer, jest też na każdą kieszeń. W sklepie Ziaji można  dostać za 8 złotych bez grosza 50 ml kremu w zgrabnej tubce. Polecam!


INCI: Aqua, Ethylhexyl Methoxycinnamate, C12-15 Alkyl Benzoate, Octocrylene, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Capric/Caprylic Triglyceride, Glycerin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Ceteareth-20, Cetearyl Alcohol, Cetyl Palmitate, Cyclopentasixane, Dimethicone, Methylene Bis-Benzotriazolyl, Tetramethylbutylphenol (nano), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Cera Microcristallina (Microcrystalline Wax), Paraffin, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Panthenol, Propylene Glycol, Olea Europea Leaf Extract, Tocopheryl Acetate, Sodium Polyacrylate, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Xanthan Gum, DMDM Hydantoin, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum (Fragnance), Limonene, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Buthylphenyl Methylpropional, Citronellol, Alpha-Isomethyl Ionone, Linalool, Geraniol. 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Codzienna pielęgnacja włosów - co mi wystarcza, by włosy dobrze wyglądały.

Dziś baaardzo luźny post. 
Ostatnio ktoś zapytał mnie, jak dbać o włosy. I... nie umiałam odpowiedzieć. Bo nawet jeśli nie raczę włosów nie wiadomo czym, to jak streścić wszystko, co można dla nich zrobić? 

By mieć włosy w dobrym stanie, musimy zrozumieć czego im potrzeba, w jakiej są kondycji i na co możemy sobie pozwolić, by ich totalnie nie zniszczyć. Znam kobiety, które namiętnie niszczą swoją czuprynę i wymieniają się adresami pod którymi można znaleźć sztuczne włosy. Znam też dziewczyny, które cały czas rozmawiają o włosach, pielęgnacji, i mają zły dzień, jeśli nie nałożyły na włosy odżywki. Pamiętajcie - ważne, by czuć się dobrze w swojej fryzurze, ale zarazem włosy to tylko... włosy, martwa tkanka. Odrośnie! :)


Jestem szczęśliwą posiadaczką włosów, które ma bardzo dużo kobiet - wysokoporowate, kręcone, szybko się przesuszają. Przez kilka lat uznawałam skręt za jakiś feler i prostowałam wszelakie fale. Miałam włosy do pasa, które pod wpływem dosyć sporej ilości i ciężkości w miarę się wyprostowywały... gdy ścięłam je do uszu, zdziwiłam się widząc nagle mini-afro. Dlaczego nagle mam kręcone włosy? A może... kręcone były zawsze, trzeba tylko umieć to wydobyć?


Postawiłam na kilka miesięcy intensywnej pielęgnacji - zamiast odżywki po każdym myciu używałam maski, wykluczyłam z ciekawości silikony, zaprzyjaźniłam się z olejami, wcierkami, płukankami. Moje ciemnobrązowe włosy nabrały blasku, lekkości, były bardziej miękkie. Gdy odkryłam, czego im potrzeba i na co mogę sobie pozwolić, prawie zawsze wyglądają dobrze nie licząc nielicznych bad hair days ;p 


Od mniej więcej roku przechodzę z ciemnego brązu w złoty blond - wolę rozjaśniać włosy małymi kroczkami, niż spalić je rozjaśniaczem za jednym razem, czego nikomu nie polecam. Miałam też na głowie inne kolory dzięki piankom które baardzo wysuszają czuprynę, ale wszystko da się naprawić :) Farbowanie nie jest złe dla włosów, jeśli zachowamy równowagę i wynagrodzimy im tę chwilę cierpienia.


Moje włosy aktualnie nie wyglądają, jakbym wyszła dopiero co z salonu, ale ważne, że czuję się w nich dobrze. Lubię swój złoty kolor, a pielęgnację dopasowałam do wymagań włosów, ale też stylu życia i ilości wolnego czasu :) Nie, nie jestem włosomaniaczką, a włosy nie są na szczycie mojej piramidy potrzeb.
A oto, co robię:
1. Szampon myjący. Co to znaczy myjący? Lubię szampony ze slesami, i innymi rzeczami które często podrażaniają, na szczęście nie mnie. Pisałam o tym, że bardzo lubię szampony od Garniera, ale również biedronkowy Natei, a także Naturię. I powiem szczerze, że nieważne, jakiej serii używam, nie robi mi to różnicy. Stosuję tylko te szampony i nieważne, jakich aktualnie używam, nie ma większych zmian. Nie wierzę w cudeńka, grunt że domywają wszystko z włosa :)
2. Odżywka. Pod prysznicem muszę użyć czegoś po szamponie, bo włosy na samym środku myjącym wydają się... suche. Są szorstkie i nieprzyjemnie w dotyku. Nakładam odżywkę Kyrell lub maskę którą trzyma się na włosach minutę (co to za maska :P) Przy spłukiwaniu czuć różnicę.

3. I znowu odżywka. Przy moich włosach, i myślę że przy wielu kręconych potrzebna jest jakaś okluzja. Włosy muszą być nieco dociążone, by się nie puszyły i warto je zabezpieczyć przed utratą wody. A kręcone tracą ją bardzo szybko! Moje ulubione odżywki to znów Naturia, lub jakakolwiek inna odżywka Joanny bez spłukiwania. Nałożona w małej ilości w tym wypadku może zdziałać cuda.
4. Czesanie. Włosy czeszę na wilgotno, szczotką typową do rozczesywania. Tutaj cudów nie ma. Jeżeli nie myję włosów przez 3 dni, czeszę je po myciu i... wystarczy. Na noc dobrze jeść zapleść warkocza. Zauważyłam, że niektórzy bardzo targają swoje włosy, nie tylko szczotką, ale też ręcznikiem. Jeżeli suszę je ręcznikiem, delikatnie naciskam, by pozbyć się nadmiaru wody. Po co niszczyć włosy w tak trywialny sposób?


5. Nie używam termicznego zła. Wiem, że większość osób wstaje rano, myje włosy i od razu sięga po suszarkę. Ew. lokówkę. Ew. prostownicę. Od niektórych rzeczy nie da się odzwyczaić, natomiast większość z nich nie jest potrzebna. Co prawda, nie używam tego sprzętu z czystego lenistwa, choć gdybym miała jakąś wypasioną suszarkolokówkę, kto wie... Napisałam zło, chociaż temperatura nie jest dla włosów czymś strasznym, jeżeli się je zabezpiecza, no a poza tym jak kiedyś powiedział popularny fryzjer, ciepło zamyka łuski włosa... Dlatego od czasu do czasu sięgam po prostownicę z czystym sumieniem.
6. Nie obcinam końcówek. Jeżeli ktoś myśli, że gdy obetnie włosy i urosną my szybciej, to jest naiwny. Włos to nie roślinka. Regularnie obcinasz końcówki, bo masz zniszczone? Więc dbaj o nie!
7. Maski i oleje od czasu do czasu. Zazdroszczę czasem włosomaniaczkom, że mają czas i chęci nakładać te wszystkie specyfiki... Nie mniej, czasem zadbać naprawdę na pewno nie zaszkodzi, a nieraz nawet trzeba. Zawsze polecam maski biovax które większość z was na pewno zna. Jeśli wam czas pozwala, to pod czepek na godzinę, a jeśli macie wolny dzień  to może wcześniej może jakiś olej? Teraz używam tylko czasem oliwy z oliwek ;) Bardzo uniwersalna. Każdemu odpowiada co innego, dlatego najlepiej próbować.

By mieć się czym pochwalić na głowie, może warto czasem otworzyć umysł i spróbować czegoś innego? sięgnąć do natury? I nie tyczy się to tylko włosów :) Życzę wam, by wasze czuprynki wyglądały jeszcze lepiej, niż dotychczas.





niedziela, 7 grudnia 2014

Avon Planet Spa, Perfectly purifying - jak używać peelingu gommage?

Peeling Gommage wymyślono we Francji już w ubiegłym wieku i był wtedy baardzo lubiany. Dziś spotyka się go bardzo rzadko, najbardziej popularne na sklepowych półkach są peelingi chemiczne - enzymatyczne i mechaniczne - ziarniste. Pierwsze poleca się dla skór suchych, drugie dla tłustych. Peeling gommage można zakwalifikować po środku - najpierw zostawiamy go na skórze, by enzymami rozpuścił wszystko co jest w stanie, a następnie na sucho 'gumkujemy' go z powierzchni skóry, działamy więc wtedy mechanicznie. Najlepiej delikatnie naciągnąć kawałek skóry i dwoma palcami gumkować peeling. Osoby z delikatną i wrażliwą cerą mogą pominąć ostatni krok i mają wtedy tylko peeling enzymatyczny, gommage ma więc szerokie zastosowanie i trafia w każdą grupę cer. Czytałam już niepochlebne recenzje na temat tego rodzaju peelingu, że nie działa dobrze na skórze, zasycha i trzeba go ścierać... ale o to chodzi, prawda? :D
Peeling od Avonu kupiłam jakieś pół roku temu razem z maseczką, która skończyła się już dawno. Maseczka była bardzo perfumowana, dlatego nie trzymałam jej na skórze zbyt długo, ale z peelingiem nie ma tego problemu. Używam go od czasu do czasu, dlatego w tubce coś jeszcze zostało, ale i tak muszę przyznać, że jest bardzo wydajny. Ma żelową konsystencję, wystarczy go niewielka ilość. W miarę dobrze radzi sobie z najbardziej zewnętrzną warstwą, choć całej warstwy rogowej oczywiście nie ściera. Buzia jest odświeżona, dlatego lubię go stosować, acz przy mojej grubej skórze działanie jest słabiutkie. Nie mniej, musiałam wyprobróbować ten rodzaj peelingu, bo nie byłabym sobą :)

wtorek, 25 listopada 2014

Garnier Fructis, Gęste i zachwycające, szampon i odżywka - włosy są gęste i zachwycające? nie.

Jakieś 2 - 3 miesiące temu dostałam próbki nowej linii od Garniera, ale nic o nich nie wspomniałam, bo nie sądziłam że pojawią się w Polsce. Już prawie zapomniałam o różowych opakowaniach, kiedy zobaczyłam reklamę w TV. 


Na początku muszę wyjaśnić, że bardzo lubię Szampony Garniera, Shaumy i innych większych, popularnych kosmetycznych przedsiębiorstw nastawionych na sprzedaż drogeryjną, do większej rzeszy klientów. Wiem że umyją włosy i nie zrobią krzywdy. Świadome konsumentki dalej zwane blogerkami często narzekają, że SLESY, ESELESY i inne esy, ale mnie osobiście najbardziej zależy na tym, żeby szampon mył włosy. Oczywiście posiadaczkom delikatnego skalpu szampon mocno oczyszczający może zrobić krzywdę, ale raczej firmy o takim zasięgu nie wpychają w skład czegoś silnie drażniącego. Garnier świetnie się pieni i spłukuje wszystko co powinien, od naturalnej, nagromadzonej powłoki na włosiu po naprowadzone przez nas oleje. Pachnie przy tym bardzo przyjemnie, ale nie spotkałam szaponu od Garniera, którego nie wyróżniałby świeży zapach. Co do innego działania, nie zauważyłam - dla mnie bujda na resorach. Może ktoś z rzadkimi włosami odczuje różnicę, niestety u mnie jest zerowa. 
Co do odżywki - Na opakowaniu nie ma konkretnej informacji ile powinno się trzymać ją na włosach, po prostu nałożyć i spłukać. Tak też robiłam, odżywka tak samo jak szampon bardzo ładnie pachnie i ma kremową konsystencję o perłowym odcieniu. Pomaga w rozczesaniu włosów, na samym szamponie nie dałoby rady, czyli spełnia podstawowe oczekiwania. I to byłoby na tyle.  Podsumowując: Nawet jeśli innowacyjna formuła, cukry, witaminy i kwasy owocowe mają jakiś wpływ na włosy, nie zauważyłam tego gołym okiem. Nie polecam posiadaczkom grubych włosów nastawionych na cuda, bo tak jak ja mogą nie odczuć różnicy. Jeżeli ktoś ma cienkie włosy, czemu nie.



Skład szamponu: Skład: Aqua / Water, Sodium laureth sulfate, Coco-Betaine, Sodium lauryl sulfate, Sodium chloride, Glycol distearate, Niacinamide, Alcohol denat., Saccharum officinarum extract / Sugar Cane extract, Hydroxypropyl guar hydroxypropyltrimonium chloride, Sodium hydroxide, Aminopropyl triethoxysilane, Polyquaternium-30, Camellia sinensis leaf extract, Benzyl alcohol, Linalool, Punica granatum extract, 2-Oleamido-1,3-Octadecanediol, Acrylates copolymer, Pyrus malus extract / Apple fruit extract, Pyridoxine HCl, Citric acid, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Citrus medica limonum peel extract / Lemon peel extract, Hexylene glycol, Hexyl cinnamal, Amyl cinnamal, Parfum / Fragrance.

Sklad odżywki: Aqua/Water, Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Parfum / Fragrance, Aminopropyl Triethoxysilane, Starch Acetate, Niacinamide, Lacid Acid, Saccharum Officinarum Extract, Sugar Cane Extract, Hydroxyethylcellulose, Chlorhexidine digluconate, Camelia Sinensis Leaf Extract, Benzyl Alcohol, Linalool, Punica Granatum Fruit Extract, Isopropyl Alcohol, 2-oleamido-1,3-octadecaneidol, Pyrus malus extract / apple fruit extract, Pyridoxine hci, Cetyl esters, Citric acid, Citrus medica limonum peel ectract / lemon peel extract, Hexyl cinnamal, Amyl Cinnamal

niedziela, 23 listopada 2014

Holika Holika, Sweet Cotton Pore Cover BB + Sweet Cotton Pore Cover Powder - krem BB zmniejszający pory, matujący + transparentny puder zmniejszający widoczność porów


Krem BB Sweet Cotton Pore Cover #1 Soft Beige


Kremik od Holiki nie jest typowym bebikiem - to, co go wyróżnia, to mat. Jeżeli w Azjatyckich BB najbardziej lubicie glow, ten krem nie będzie dla was. Jeżeli na codzień używacie ciężkiego, matującego fluidu i chcecie go zamienić na coś lżejszego - to będzie strzał w dziesiątkę.


Seria Sweet Cotton jest stworzona dla osób zmagających się z tłustą, trądzikową cerą, którą często wyróżniają rozszerzone ujścia gruczołów łojowych. Kremik matuje cerę i zmniejsza widoczność porów, a przy tym nałożony w rozsądnych ilościach wygląda na twarzy bardzo naturalnie. Zdecydowanie odradzam go osobom ze skórą suchą lub normalną ze skłonnością do przesuszeń, gdzie często widać suche skórki itepe - kosmetyk matujący tylko je podreśli, a po co odejmować punkty czemuś, jeśli zostało użyte na niewłaściwej grupie konsumentów? Mam wrażenie, że wszystkie kremy od Holiki wyróżnia krycie od średniego do mocnego, ten również. Jest to duży plus, jako że cery tłuste często tego krycia potrzebują. 
Krem według producenta zawiera ekstrakt z lotosu dbający o rozszerzone pory, ekstrakt z bawełny sprawiający, że skóra wygląda na 'rozmytą', ekstrakt noni utrzymujący elastyczną skórę oraz wyróżnia go słodki zapach. Bebik możemy otrzymać w dwóch odcieniach - jaśniejszy soft beige i ciemniejszy natural beige, ja zdecydowałam się na pierwszy. Krem posiada oczywiście filtr UV, w tym wypadku SPF30 PA++. Pojemność to 30ml. 


http://www.holikaholika.co.kr/



Puder Sweet Cotton Pore Cover 

W serii Sweet Cotton znajdziemy również puder optycznie zmniejszający pory - jest zupełnie transparentny i niewidoczny na skórze, o ile - jak w przypadku kremu, nie poszalejemy z ilością. Inaczej na cerze mogą powstać nieestetyczne, białe plamki. 



Puder sprawia, że skóra w dotyku jest niesamowicie gładka i aksamitna. W słodkim różowo - białym opakowaniu znajdziemy sproszkowany, biały puder z gąbeczką, więc aplikacja jest bardzo wygodna. Cząsteczki pudru wypełniają pory i sprawiają, że nasza skóra jest dłużej wolna od nadmiaru sebum, nie zapychając ich przy tym. Podobnie jak krem BB, ma w składzie ekstrakt z lotosu, noni, bawełny, cukier. Pachnie bardzo słodko, jak wata cukrowa, niestety zapach nie utrzymuje się na cerze dłużej. Razem z kremem tworzą bardzo zgrany duet, aż chce się wypróbować reszty kosmetyków z serii (: Pojemność pudru to 6,5g. 





czwartek, 20 listopada 2014

Rossmann 1+1 = Eveline, Róż Satin Blush, Modelujący róż do policzków (soft peach) + Rimmel, cienie MAGNIF'EYES (Magnanimous Black)

Promocje w drogerii Rossmann są zawsze nie lada wydarzeniem w środowisku blogerek, a zauważyłam że rozprzestrzeniło się to nawet na moich znajomych, którzy mają inne zainteresowania (: Większość z nas biegnie do sklepu i zostawia za sobą puste półki, 'bo promocja', a ja zastanawiałam się, czy z promocji w ogóle skorzystać - czy coś na ten moment jest mi do życia niezbędne (o ile kolorówka jest wgl niezbędna! :D) i pomyślałam o różu i cieniu. 


Eveline Cosmetics, róż soft peach

Róż musi być jasny, jako że ostatnio mam same żywe, oczojebne kolory, a zauważyłam że już 3-ci z kolei róż z Inglota rozleciał się w pył. Na razie z Inglotem daję sobie spokój, a szansę dostał Eveline i jego 'modelujący róż' (jakby każdy róż nie był modelujący...) Eveline daje nam do wyboru 6 odcieni różu, na żywo wszystkie bardzo żywe - przewija się koralowy, mocno różowy, a nawet róż wpadający w brąz. Do mojej bladej ostatnio cery wybrałam najjaśniejszy ze wszystkich - soft peach. Wystarczy jeden ruch pędzelkiem, by ożywić buzię, a kolor i tak jest widoczny. Dobrze, że zdecydowałam się na ten odcień :) Opakowanie jest dosyć duże, bez lusterka, a cena przystępna.





Rimmel, cień Magnanimous Black

O ile jasny odcień różu jest znaleźć łatwo, moje wymagania co do cienia były znacznie wysostrzone - koniecznie czarny, mocno napigmenotwany i matowy! - bez żadnych mieniących się drobinek. W drogerii znalazło się kilka czarnych cieni, świecących, a czarny cień od Rimmela był bodajże jedynym (jeszcze?) matowym. Muszę przyznać, że jakość kolorówki od Rimmela znacznie poprawiła się, odkąd miałam ich czarny cień kilka lat temu. Wspominam go źle, bo był bardziej szary niż czarny i bardzo słabo napigmentowany. Na szczęście ten jest rewelacją i mało tego, dobrze trzyma się na powiece.
Dodanie do kreski odrobiny czarnego cienia dodaje wyrazistości spojrzeniu, a nie jest jeszcze typowym smoky. Uwielbiam ten efekt, niestety łatwiej jest dostać brązowy cień, niż czarny, matowy. W palecie Rimmela mamy dostępnych jeszcze 5 innych kolorów. Opakowanie z pojedynczym cieniem, bez lusterka i pędzelka, cienia z opakowaniu jest bardzo dużo i myślę że wystarczy mi na trochę :)


 


http://sklep.eveline.eu/
http://pl.rimmellondon.com/



poniedziałek, 17 listopada 2014

Maybelline, Baby Lips Electro, Pink Shock - czy szokuje? (:


Linia pomadek Baby Lips Electro od Maybelline jest kontynuacją popularnych Baby Lips
Pomadka Cherry me [KLIK] dostała ode mnie najwyższe noty za zapach, nawilżenie i wygląd. Polubiłam ją do tego stopnia, że gdy zgubiłam ją po 3 dniach, od razu kupiłam następną :P
Pomadki nie bez powodu cieszą się uznaniem - wyglądają bardzo ładnie i z chęcią się ich używa. Czym Electro różnią się od głównej linii produktu? Elektryzującymi, soczystymi kolorami! Mamy tu koralowy, różowy, żółty, pomarańczowy... a nawet zielony i fioletowy, choć niedostępne w Polsce. Przy tych dzikich barwach pomadki nadal pozostają pomadkami, a nie szminkami, nadając ustom jedynie lekki błysk. Wszystkie opakowania electro są czarne, z napisami odpowiadającymi kolorowi pomadki. Mój wybór padł na różowy odcień, Pink Shock, nieco przypominający na ustach Cherry Me, lecz nie tak bardzo intensywny. Również zapach Pink Shock jest słodki, ale wiśniowego Cherry Me nie przebije! Nawilża idealnie, a to główny plus produktu. Podsumowując, z pomadkami na ustach mamy długotrwałe nawilżenie, piękny naturalny kolor i zapach. Różowe electro jest jedną z lepszych pomadek, ale według mnie nie dorównuje zapachowi i odcieniowi wiśniowej. I elektryzującemu Pink Shock mogłabym dać najwyższe noty gdyby nie to, że wcześniej poznałam i polubiłam się z Cherry Me!  :)

 

http://www.maybelline.com/

czwartek, 13 listopada 2014

Rzućmy okiem na: Mleczko do oczyszczania twarzy i demakijazu oczu, Celia Kolagen

Produkt do demakijażu od Celii jest jednym z najchętniej kupowanych przeze mnie mleczek obok oliwkowej Ziaji i Biocury. Cenowo - około 5 zł za 200 ml, więc prawie tyle co nic. To, co od razu rzuca się w oczy to opakowanie - wygląda estetycznie i udziela nam podstawowych informacji na temat kosmetyku. 
Po otwarciu wieczka okazuje się jednak, że aplikacja może sprawiać trudności ze względu na płaski kształt. Samo mleczko ma baardzo rzadką konsystencję, co dla jednych może być wadą, a dla innych zaletą. Mnie bardzo łatwo rozprowadza się je po twarzy, ale potrzebuję go nieco więcej na zmycie całego makijażu. 
W składzie rzeczywiście posiada ekstrakt ze świetlika i kolagen, ale nie liczyłabym na jakieś większe właściwości. Mnie przynajmniej nic nie zrobił ze zmarszczkami, ale skóra jest bardziej miękka po użyciu. I ważne, że radzi sobie dobrze z podstawową funkcją - zmywaniem makijażu, nawet oczu. Zapach przyjemny, delikatny - na plus. 
zestaw idealny :)
INCI: Aqua, Paraffinum Liquidum, PEG-40, Hydrogenated Castor Oil, Propylene Glycol, Euphrasia Rostkoviana Extract, Collagen Amino Acids, Allantoin, Polyglyceryl-3 Diisostearate, Acrylates/C10-C30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Carbomer, Disodium EDTA, Sodium Hydroxide, DMDM Hydantoin, lodopropynyl Butylcarbamate, Methylisothiazolinone, Linalool, Hexyl Cinnamal, D-Limonene, Parfum.

niedziela, 9 listopada 2014

Ziaja, oczyszczanie - liście manuka pasta do głębokiego oczyszczania przeciw zaskórnikom, Ziaja, oczyszczanie - liście manuka tonik zwężający pory na dzień/na noc

'Ziaja Liście Manuka' to kolejna seria oczyszczająca po 'Kuracji antybakteryjnej', 'Tin Tin' i 'Nuno'. (Do tej pory istnieje Nuno, natomiast nie jestem pewna reszty.) Żadna z powyższych nie zrobiła z moją twarzą NIC, a mimo to postanowiłam wypróbować ostatnią serię Ziaji. To co ją wyróżnia to ciemnozielono - biały odcień opakowań, liście manuka w składzie i niskie ceny - Jeśli ktoś jest zainteresowany serią, w sklepie firmowym można kupić zestaw za niecałe 20 zł (żel, tonik, krem)
To, co skłoniło mnie do zakupu pasty która była najpierw to oprócz mojej ciekawości problemy skórne, a bliżej - uczulenie na antybiotyk objawiające się trądzikiem. 
Pasta głęboko oczyszczająca nosi miano pasty nie bez powodu - jej konsystencja jest bardzo gęsta, wyglądem przypomina po prostu pastę do zębów. Pachnie bardzo świeżo i od razu nasuwa mi się skojarzenie z najprostszym sposobem na pryszcza - pasta do zębów właśnie! Dlatego przy solidnym doczyszczeniu cer grubych i tłustych polecałabym zostawić ją na jakiś czas, ok. 5 minut. (Gdy zacznie zasychać, można spryskać tonikiem!) Posiada małe granulki, które delikatnie peelingują cerę. Nie wiem czy trafiłam na trefne opakowanie, ale otwiera się je dosyć ciężko.
Tonik zapachem bardzo przypomina pastę - jest świeży. Mam jednak wrażenie, że krem z tej serii którego miałam okazję wypróbować, pachniał nieco inaczej. Tonik posiada dozownik w sprayu, od razu skojarzyłam go więc z popularnymi za granicą tonerami na zasadzie - spryskaj twarz i wklep. Według producenta należy jednak spryskać wacik i tradycyjnie przejechać po twarzy. Mam wrażenie że ten sposób marnuje nieco kosmetyku który rozprysuje się na boki, a także potrzeba wiele razy zaniskać dozownik, by płatek był wilgotny. Oczywiście robię to po swojemu - Spryskuję najpierw nieco wacik, następnie dosyć obficie twarz i dopiero przecieram skórę. Tonik świetnie doczyszcza też resztki makijażu. Ma naturalne pH, więc stosuję go po każdym myciu twarzy. Korzysta się przyjemnie.
Podsumowując - cała seria Ziaji się udała. Jest nieco inna, niż Tin Tin, Nuno i Med (dla mnie wszystko to to samo) pod względem estetycznym, składowo no i wkońcu coś nowego w ich kosmetykach do problematycznych cer! Cena również zachęca do wypróbowania. A nóż coś przypadkie wam do gustu? Ja na pewno pozostanę przy toniku
:)

pasta:
INCI: Aqua (Water), Hydrated Silica, Glycerin, Polyethylene, Sodium Laurenth Sulfate, Titanium Dioxide, Cellulose Gum, Panthenol, Illite, Propylene Glycol, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.
tonik:
INCI: Aqua (Water), Glycerin, Panthenol, Propylene Glycol, Gluconate, Lactobionic Acid, Mandelic Acid, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Polysorbate 20, Diazolidinyl Urea, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Jak 'zrobić' brwi henną ? - instrukcja

Henna brwi jest bardzo popularnym zabiegiem kosmetycznym i na tyle prostym, że można zrobić go samemu w domu. Koszt jest niewielki (henna kosztuje ok. 3 zł, w zależności od rodzaju) a efekt utrzymuje się długo i w wielu przypadkach nie trzeba już domalowywać brwi. Jedyne czego potrzebujemy, to:
- Henna
- Woda utleniona
- Pędzelek do brwi
- Mały kieliszek (lub coś podobnego) do zmieszania składników
- Patyczek kosmetyczny
- Podstawowa wiedza o swoich brwiach

Przed rozpoczęciem musimy jednak pamiętać o kilku ważnych kwestiach:
1. "Budowa" brwi - Każdy z nas ma inne, unikatowe brwi. Włoski mogą ukladać się w różne strony i mieć różne kolory, natomiast nie powinniśmy zaburzać jej naturalnej budowy. Można przyjąć, że typowa brew sklada się z dwóch części - Idzie delikatnym łukiem ku górze, by następnie opaść na dół. Szerokość brwi powinna być dostosowana do naszego kształtu twarzy, nie może jednak być zbyt długa (Zazwyczaj zaczynamy od skrzydełka nosa)
2. Nasze umiejętności - Narysowanie brwi wydaje się rzeczą prostą, jednak jeśli nie jesteśmy pewni swej ręki, powinniśmy najpierw poćwiczyć. Zauważyłam, że łatwiej jest osobom, które na codzień domalowywują sobie brew, mają już w tym wprawę. Konsystencja gotowej henny przypomina wosk, natomiast nakłada się ją nieco inaczej i możemy poćwiczyć najpierw na kakale zmieszanym z wodą utlenioną i ocenić efekt :)



Zauważyłam, że niektórym z nas brwi robione henną kojarzą się z czarnymi i 'zadartymi' - to błąd! Kolor henny dobieramy do swoich włosów - Najczęściej brunetkom mieszam czarną z brązową, szatynkom brązową z popielatą bądź rudą, natomiast blondynkom popielatą. Powinniśmy też wiedzieć, zanim zabierzemy się do zabiegu, że istnieją dwa rodzaje henny dostępne w sklepach kosmetycznych- słabsza w kremie i mocniejsza w proszku. Nazywam je tak dla ułatwienia, natomiast ta w kremie 'chwyta' tylko włoski, a henna w proszku farbuje również skórę pomiędzy nimi. Moją ulubioną metodą oprócz mieszania kolorów do uzyskania odpowiedniego jest też mieszanie rodzajów henny, co pozwala wybrać jeden czołowy odcień. By brwi u rudej nie wyglądały na przerysowane, do rudej henny w proszku dodaję odrobinę np. brązowej w kremie. 
Niewielką ilość henny mieszamy z wodą utlenioną w małym kieliszku, by utworzyła się konsystencja przypominająca budyń. Następnie nakladamy na oczyszczoną skórę czystym pędzelkiem, ruchami przeciągłymi, lub... robiąc kropki! Jeżeli któraś z was robiła lub będzie robić, zobaczycie, że samo dotykanie pędzelkiem brwi jest znacznie lepsze, niż przejeżdżanie po niej. Jeżeli mamy narysowany już komplet, poprawiamy ewentualne niedoskonalości patyczkiem higienicznym (najlepiej zamoczonym np. w toniku) Po upływie ok. 10 minut zmywamy hennę ciepłą wodą, zaczynając od brwi którą robiłyśmy jako pierwszą. Jeżeli uważamy, że nie zmyłyśmy czegoś wcześniej patyczkiem, można jeszcze pomóc sobie popiołem z papierosa zmieszanym wodą - henna schodzi naprawdę bardzo szybko, choć nikomu nie życzę takich poprawek :)
Nie wolno przechowywać rozrobionych resztek, a kieliszek i pędzelek najlepiej umyć od razu.

Reszta jest kwestią wprawy, więc pędzle w dłoń i do dzieła! :)


środa, 15 października 2014

Maybelline, Balsam do ust Baby lips

Niestety wraz z przyjściem jesieni moje usta potrzebują codziennej ochrony - wystarczy im zwykła pomadka. Z tego co zauważyłam wiele osób boryka się z problemem pękających ust, więc lepiej zawczasu zaopatrzyć się w sztyfcik, który zawsze można nosić przy sobie ;)


Mayebelline ma w zanadrzu 6 pachnących pomadek - 3 transparentne i 3 nadające ustom kolor. 3 pierwsze posiadają filtr 20, kolorowe nie (a szkoda!) Mój wybór padł na różową pomadkę w pomarańczowym opakowaniu. (Cherry Me) Co ciekawe, na stronie Maybellinetrends mają nieakatualne, lub źle podane kolory, bo takiej u nich po prostu nie ma. (Czy też u nas, w kraju :P) 
Czy pomadka rzeczywiście barwi usta? Tak. Na różowy, subtelny kolor. Nawilża i nabłyszcza, pozostawiając miękkie wargi. Jest to dość osobliwy efekt, lecz nie jak po użyciu błyszczyku, bardziej naturalnie.  Bardzo lubię swoje usta w tym wydaniu. W dodatku nie mogę nie wspomnieć o zapachu - jest rewelacyjny! Nieco jak stara różowa pomadka z Nivei z granatem - ta również pachnie bardzo owocowo! I po co nam smackery? :)




Zdjęcie ze strony maybellinetrends

Pomadka baby lips elecrro pink shock - [KLIK]
http://www.maybellinetrends.pl/baby-lips/

poniedziałek, 13 października 2014

Lirene, Natural Look 2 w 1 Fluid + baza aksamitna gładkość

Mój związek z podkładem od Lirene jest nieco skomplikowany. Można nawet powiedzieć, że to co nas łączy to toksyczna miłość :D Spróbowałam dawno temu i jestem przy 3-4 opakowaniu... lecz ostatnim. Dlaczego? Bo podkład wycofano. 

Pisałam na blogu o tym nieraz, choć rzadko (np tu), że mam problemy z doborem koloru fluidu do cery. Nie jestem super bladziochem, ale nie rajcuje mnie przyciemnianie cery 'na chama' i nie z wyboru, bo w drogeriach nie ma odcieni dostosowanych do naszych karnacji. W ostatnich latach na szczęście się to zmieniło, ale do niedawna palety zachodnich marek wyglądały jakby były dostosowane do wszystkich ras, włącznie czarnoskórych, których u nas mało. Ja na szczęście z pudrów w kremie korzystam rzadko, porzuciłam je dawno na rzecz kremów BB. Jeden jedyny do którego wracałam to właśnie ten od Lirene. Odcień 404 ivory jest super jasny z żółtymi tonami, taki jaki lubię. Ale poza tym, dlaczego dla tego jedynego robiłam wyjątek? Lirene 'natural look' rzeczywiście na twarzy wygląda baardzo naturalnie, bez sztucznego efektu, a przy tym genialnie kryje! Ukrywa cienie pod oczami,  przebarwienia i wszystko inne, co niechciane. Przy tym bardzo dobrze matuje. Przy jego korzystaniu nie potrzeba ani grama pudru. Osobiście wolę glow na twarzy, ale mat czasami też się przydaje.
Odcień 404 Ivory (u góry) przy Rimmel Lasting Finish 200 soft beige
Zapach ma przeciętny - jak dla mnie, mogłoby go nie być w ogóle, jest zbyt nachalny. Jeżeli wiem że potrzebuję mocnego krycia i długiego efektu, sięgam właśnie po niego. Poza tym niestety jest jak zwykły podkład - nie pielęgnuje, nie posiada filtra UV. Raz pozostawiony u mnie na noc (o zgrozo, co za grzech!) zapchał strasznie pory, co przy kremach BB nie zdarzało się nigdy. Mimo to, gdy zobaczyłam w kilku drogeriach, że zniknął z półek i upewniwszy się u kilku ekspedientek że go wycofano, nieco się zmartwiłam. Miałam nadzieję, że zmieniono opakowanie, ale żaden krem nie pasował cenowo do tego. Tubkę którą mam teraz dorwałam przypadkiem - Dr Irena Eris, czy też Lirene pozbywa się resztek z magazynu, dodając podkład do różnych kremów od Lirene. Chcąc mieć mój ulubiony (i nielubiany jednocześnie przez jednorazową akcję z zapchaniem porów) fluid, stworzyłam potrzebę i kupiłam mamie krem Lirene 40+. (Wolała Ziaję, ale wytłumaczyłam jej że tak inaczej wspiera Polski rynek kosmetyczny, a Ziaję kupię jej następnym razem XD) Tak więc pozostało mi cieszyć się ostatnią tubką podkładu. Prawdopodobnie nie wypróbuję prędko innego z tej firmy szukając zamiennika, po prostu do tego miałam sentyment. Wiem że fluid nie będzie pasował / nie pasował wszystkim, po prostu mi dobrze leży, lecz jeśli będziecie kupowały krem i fluid będzie w gratisie, nie wahajcie się spróbować :)




INCI: AQUA, DIMETHICONE, ISODODECANE, NYLON-12, CYCLOHEXASILOXANE, SQUALEN, CETYL PEG/PPG-10/1 DIMETHICONE, DIMETHICONE CROSSPOLYMER. GLYCERIN, SODIUM CHLORIDE, POLYGLYCERYL-4 ISOSTEARATE, SILICA DIMETHYL SILYLATE, CYCLOPENTASILOXANE, TRETHOXYCAPRYLYLSILANE, SODIUM HYALURONATE, PHENOXYETHANOL, METHYLPARABEN, BUTYLPARABEN, ETHYLPARABEN, PROPYLPARABEN, METHYLCHLOROISOTHIAZOLINONE, METHYLISOTHIAZOLINONE, PERFUM, BENZYL! ALCOHOL, LIMONENE, GERANIOL, ALPHA-ISOMETHYL LONONE, CITRONELLOL, CI 77891, CI 77492, CI 77491, CI 77499.

Podsumowanie:
Krycie: 
Wykończenie - mat: 
Pielęgnacja:
Filtry UV:
Ilość odcieni do wyboru (4) : 
Zapach: 




}