czwartek, 28 lipca 2016

Spersonalizowana paleta z cieniami/kolorówką - pomysł na prezent

 

Hej! Coraz więcej firm kosmetycznych oferuje nam możliwość samodzielnego komponowania palety do makijażu. To rozwiązanie daje wiele możliwości, więc dla mnie jest mega wygodne. Ponieważ nie jest to 'gotowiec', wkłady z cieniami lub innymi kosmetykami można na bieżąco wymieniać.

Gdzie kupić?

Chyba najbardziej popularny jest Freedom System w Inglocie i temu nie zaprzeczy nikt. Pamiętam jak dziś, moją paletkę z Iglota z 3 cieniami, którą miałam milion (może z 8 :P) lat temu. Paletka zawierała matowe cienie brązowy, beżowy i różowy i przydałaby mi się nawet dziś. Do Inglotowskich palet można wkładać wszystko - róże, cienie, szminki, pudry, błyszczyki. Same palety wkłady mają różne kształty i rozmiary ale to nie jest problem, bo Inglot oferuje paletę po prostu magnetyczną, bez przegródek. Super rozwiązanie, czyż nie?
 

Kolejną, również Polską firmą, która od niedawna proponuje komponowanie palet to Paese, ich wkłady to szminki, róże i niektóre cienie. W końcu zdecydowałam się na paletę od nich - cena pojedynczego blistra wynosi 12,5 a palety 35 zł, cena palety taka sama jak w Inglocie. Niestety nie znajdziemy tu palety bez przegródek - jedyne rozmiary to na 8 lub 3 cienie. Rozmiary wszystkich wkładów są takie same.


Puste palety bez przegródek oferuje też np. firma Nabla, lub Z Palette. Ich paletki mają większy wybór kolorów. 

Dlaczego to jest moim zdaniem idealny prezent?

Wkłady, czy też blistry do palety wybieramy sami. Możemy spersonalizować paletę tak, jakbyśmy chcieli. A jeśli komuś kolory nie przypadną do gustu, w każdej chwili może je zmienić, kolorki nie są przytwierdzone na stałe. Osobiście podoba mi się pomysł z magnetyczną paletą bez przegródek, bo można wkładać do niej cienie różnych firm. Ale ponieważ paleta jest dla kogoś, nie chciałam kombinować z firmami. Postawiłam na jedną, bo bardzo podobają mi się ciepłe kolory, które znalazłam. Miedzie i ciepłe brązy są teraz bardzo pożądane, wystarczy spojrzeć na paletę Kylie Jenner, która sprzedała się w minutę - KLIK. Chłodne barwy, niebieskości są teraz passé, więc idąc śladami mody, mam nadzieję, że prezent się sposoba :P


środa, 20 lipca 2016

Kultowy krem BB - SKIN79 Hot Pink Super+ Beblesh Balm Triple Functions

 

Witajcie po długiej przerwie! :) Ostatnio z powodu remontu nie udzielałam się zbytnio, a kosmetyków do zrecenzowania się nazbierało. 
Wiem, że opisów hot pink w Internecie widnieje całe multum, ja sama mam tego BB po raz 3 - jak na mnie to niezły rekord, bo wolę testować nowe rzeczy, niż powracać do starych.
Hot pink był ścieślej ujmując moim pierwszym BB, zakupionym gdzieś w 2011, sprowadzanym wtedy jeszcze bezpośrednio z Korei. Teraz mając na uwadze popularność Azjatyckich kosmetyków, bardzo dużo firm ma w Polszy dystrybutorów. Dobrze? Na pewno, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że nasz zamówiony produkt przebywa krótką drogę i na pewno go otrzymamy - jest to wielki plus. Czemu tym razem zdecydowałam się na hot pink?

"Przeznaczony dla cery poszarzałej, tłustej, przebarwionej.
Matte Finish Melting Formula daje naturalne,

pudrowe wykończenie makijażu.

Podwyższony filtr SPF30 chroni skórę przed promieniowaniem.

Krem BB Hot Pink działa wybielajaco i przeciwzmarszczkowo."



Hot pink ma szare, nijakie tony, które bardzo lubię. Nie jest ani żółty, ani różowy, podobnie jak gold - szary i ładnie wygląda praktycznie na każdej cerze. Po porażce jaką był dream girls [KLIK] musiałam zdecydować się na coś innego, najlepiej już sprawdzonego, aby nie kupować w ciemno. Myślałam nad BRTC lub Skin79, ale w końcu nie przerywając skinowej passy padło na Skin79. Krem jest bardzo przyjemny w stosowaniu, ale teraz po kilku latach stosowania różnych bebików, mogę śmialo stwierdzić że pomimo świetnych właściwości plasuje się np. poniżej Classic Balm [KLIK] Nie chodzi tu jednak o jakiś głęboki powód, jednak biorąc moje upodobania i właściwości obydwu kremów, wolę Classic Balm za zdecydowania mocniejsze krycie. Chyba po prostu Koreańskie marki za bardzo mnie rozpieściły i stałam się bardziej wymagającym klientem...

 

Krem ma mocne jak na kremy BB, przeciętne jak na podkłady krycie. Dystrybutor zaczął nawet nazywać swoje kremy 'podkładami BB.' Dla mnie mocne krycie to ogromny plus - Kremy BB tej marki (nie włączając Dream Girls, którego nie przestanę się czepiać) mają bardzo zadowalające krycie. Osobiście pomimo posiadania tłustej cery, uwielbiam kremowe konsystencje. Zawsze mając do wyboru silnie kryjący, dorgeryjny podkład, a krem BB (nawet o rozświetlającym wykończeniu) zawsze wybiorę ten drugi. Nie jestem zadowolona z matujących, drogeryjnych podkładów takich jak Matte Perfection, Revlon Colorstay, czy innych - po silnym zmatowieniu moja skóra broni się i świeci jeszcze bardziej. Hot pink, classic balm czy gold przypudrowuję pudrem delikatnie matującym, ważne żeby nie był zbyt matujący - po śliskiej powierzchni może to nie wyjść. Teraz moi ulubieńcy to Bourjois Healthy mix i Paese HD puder transparentny. Tak więc wykończeniem BB radzę się nie martwić, bo wykończenie zawsze można zmienić. Ważniejsze jest pokrycie brzydkich rzeczy na twarzy. :) Hot pink oprócz tego, że dobrze kryje, przede wszystkim wyrównuje koloryt skóry w naturalny sposób, nie robiąc na twarzy maski. Za to właśnie uwielbiam kremy BB od Skin79 (oprócz Dream Girls grr)


Podsumowując - nie wyobrażam sobie zawartości mojej kosmetyczki bez porządnego i kryjącego kremu BB. Koreańskie kremy:
  • Zawierają filtry przeciwłoneczne
  • Wyrównują koloryt skóry w naturalny sposób
  • Zawierają mnóstwo ekstraktów, więc nie musimy mieć wyrzutów sumienia, stosując je.
Po wykończeniu tubki na pewno sięgnę po coś innego, ale cieszę się, że znowu skusiłam się na na hot pink i przypomniałam sobie, jak to jest nosić go na skórze, cały dzień bez poprawek. To jak powrót do korzeni. :)

sobota, 9 lipca 2016

Korana, Grecka oliwka - serum z wyciągiem z liści oliwnych, Krem na dzień dobry, Krem na dobranoc


Witam! Dziś będzie trochę o serii Polskich kosmetyków do twarzy, które było mi dane wypróbować. Niektóre są udane bardziej, inne w ogóle. Które? Zapraszam do dalszej części wpisu! :)



Krem na Dzień Dobry

"Zacznij dzień od zapewnienia Twojej skórze ochrony i promiennego wyglądu. Dzięki niezwykłym właściwościom naturalnych surowców pozyskanych z drzewa oliwnego Krem na Dzień Dobry doskonale odżywia skórę oraz wspomaga prawidłowe funkcjonowanie jej warstw, opóźniając jednocześnie efekty starzenia. Efekt działania kremu jest zintensyfikowany dzięki właściwościom oleju słonecznikowego, który wzmacnia bariery naskórne, zmiękcza i wygładza skórę oraz oleju migdałowego, uznawanego za środek o wyjątkowym działaniu łagodzącym."
więcej info - http://www.korana.pl/

Krem na dzień dobry jest dla mnie kremem kontrowersyjnym. Już po kilku dniach zaczął mnie zapychać, gdy został odstawiony, a ja uporałam się z grudkami na skórze, wszystko się uspokoiło. Od razu zgooglowałam krem i okazało się, że więcej osób ma z nim problem, podobno przez substancję zwaną glikolem propylenowym. Co ciekawe, wszystkie 3 produkty zawierają ten składnik, ale tylko krem na dzień dobry mnie zapycha. To, że serum i krem na dobranoc na razie są OK nie oznacza, że przestanę być mniej uważna podczas stosowania tych produktów. Co więcej - skład na stronie producenta jest prawie taki sam, jak na moich opakowaniach, nie widzę tylko w nim glikolu propylenowego. Być może producent w kolejnych seriach zmienił skład bo zrozumiał, że kosmetyki naturalne mają pozostać naturalne? Krem na razie oddałam rodzicielce z całkowicie innym rodzajem cery i zobaczymy, jak na nią podziała.
Dopóki nie wywarł na mnie złego wrażenia, kosmetyk zaskoczył mnie swoim działaniem na skórę - byłam pewna, że seria oliwkowa będzie tłusta, ale nic bardziej mylnego - kosmetyki Korany, na przekór, matowią skórę i lekko ją ściągają. Co ciekawe, krem propolisowy tej marki o działaniu antybakteryjnym pozostawia na skórze tłustą warstwę. Czym jeszcze mnie zaskoczy Korana?

INCI: aqua, caprylic/capric triglyceride, cetyl palmitate, olea europea oil, cetearyl olivate, sorbitan olivate, ficus carica (fig) fruit extract, glycerina, hydrogenated olive oil, olive oil (olea europea), olive oil unsaponifiables, almond oil, propylene glycol, hyzdrolyzed caesalpinia gum, caesalpinia spinosa gum, shea butter, sunflower oil, caprylic glycol, glyceryl caprylate, ethylhexylglycerin, cetearyl alvohol, xantan gum, parfum, limonene, triethanolamine


Serum do twarzy i dekoltu z wyciągiem z liści oliwnych

"Serum z wyciągiem z liści oliwnych to skoncentrowany preparat o silnym działaniu nawilżającym, przeciwstarzeniowym i regenerująco – rozświetlającym. Ekstrakt z liści drzewa oliwkowego posiada doskonałe właściwości antyrodnikowe, aktywnie odbudowuje uszkodzony naskórek, wzmacnia jego system ochronny i stymuluje syntezę „enzymu młodości”."
więcej info - http://www.korana.pl/

Serum nabyłam, by wzmocnić efekt działania kremów. Ponieważ serum ma kremową konsystencję, używam go najczęściej na inne, bardziej wodniste serum i na niego nakładam krem na dobranoc. Pachnie tak, jak reszta kosmetyków - oliwkowo! :) Kosmetyk jest zapakowane w grube szkło, z plastikową pompką i całość wygląda elegancko. Niestety, kosmetyk rozwarstwia się w opakowaniu i wytrąca się z niego woda - od czasu do czasu je mieszam. Do daty ważności jeszcze kupa czasu, ale cóż... Dzięki swojej kremowej konsystencji może być niezłym zamiennikiem "Kremu na Dzień dobry." Podobnie jak on matuje i lekko nawilża. Według składu na stronie producenta serum ma wiele składników aktywnych, wg składu przed moimi oczami, skład ten jest nieco pomieszany. Nie mniej, kosmetyki z tej serii przypominają mi nieco kremy noni - podobnie jak one pozostawiają na twarzy wyczuwalną warstwę, nawet po wchłonięciu.

INCI: aqua, olea europea oil, cetearyl olivate, sorbitan olivate, hydrogenated olive oil, olive oil(olea europea), olive oil unsaponifiables, squalen, soluble collagen, hydrolyzed elastin, cetyl palmitate, ficus carica fruit extract, glycerin, propylene glycol. hydrolyzed caesalpinia spinosa gum, caesalpinia spinosa gum, grape seed oil, caprylic/capric triglyceride, isopropyl mirystate, glycine soja ( soybean oil), carthamus tinctorius ( safflower oil), linoleic acid, tocopherol, retinyl palmitate, d’panthenol, phenoxyethanol, potassium sorbate, ethylhexylglycerin, cetearyl alcohol, olive leaft extract, cera alba , parfum, limonene



"Krem na dobranoc"

"Podczas snu skóra regeneruje się najintensywniej. Właściwie dobrane składniki Kremu na Dobranoc dostarczają niezbędnych w tym czasie substancji odżywczych oraz dodatkowo pobudzają procesy regeneracji i odbudowy zachodzące w skórze. Działanie preparatu jest oparte na niezwykłych właściwościach dziewiczej oliwy z oliwek oraz ekstraktu z liści drzewa oliwkowego. Dodatkowe składniki takie, jak olej z winogron i masło shea dostarczają skórze cennych witamin, poprawiają jej mikrokrążenie oraz natłuszczają nie pozostawiając uczucia tłustości. Preparat jest wzbogacony witaminą F, która zwiększa syntezę kolagenu oraz zapobiega nieregularnej pigmentacji skóry. Wszelkie podrażnienia zostaną natomiast złagodzone dzięki kojącym i ochronnym właściwościom alantoiny i D-pantenolu. Zawarty w kremie naturalny czynnik nawilżający, zatrzymuje wilgoć w naskórku, zapewniając właściwe i długotrwałe nawilżenie nawet bardzo suchej skórze."
więcej info - http://www.korana.pl/

Krem na dobranoc podobnie jak krem na dzień dobry, zamknięty jest w słoiczku z grubego szkła. Ma nieco inną konsystencję i biorąc pod uwagę fakt, że jest naszpikowany 'dobrymi' substancjami, czuję się trochę lepiej biorąc pod uwagę możliwość zapchania porów. Stosuję go w połączeniu z różnego rodzaju kosmetykami i ze wszystkimi działa dobrze. Nie jest tłusty, ale nie jest też lekki, jak serum czy krem. Nie wiem jak działałby krem ze składem przedstawionym na stronie producenta, gdzie np. olej z pestek winogron jest w składzie przed decyl oleate, czyli substancją która również może zapychać skórę. W moim kremie jest on przed olejem, więc może to nieco zmieniać postać rzeczy.

INCI: aqua, olea europea oil, polyglyceryl-3-metyl glucose distearate, decyl oleate, grape seed oil, sodium pca, glucose, urea, glutamic acid, lysine, glycine, allantoin, lactic acid, propylene glycol, glyceryl stearate, shea butter (butyrospermum parkii ),caprylic/capric triglyceride, dicaprylyl ether, cetyl alkohol, d’panthenol,caprylyl glycol, glyceryl caprylate, ethylhexylglycerin, linoleic acid, tocopherol, cera alba, olive leaf extract, parfum, limonene


Podsumowując - kupując kosmetyki naturalne nie analizowałam każdego składnika z osobna, ponieważ zaufałam magicznemu słowu "Naturalne." Tymczasem okazało się, że chyba powrócę do pielęgnacji 100% olejami, bo nie po to używam kosmetyków 'naturalnych' by zapchały mi pory na policzkach, w przeciwieństwie do kosmetyków drogeryjnych. Przy używaniu większości kosmetyków z drogerii, nie drżę ze strachu, że obudzę się z gulami na twarzy. Nie mniej, cieszę się, że wypróbowałam tą serię - jestem bogatsza w nowe doświadczenia i wiem jakiego składnika unikać. 

czwartek, 7 lipca 2016

Organic Shop, Organiczny peeling organic olive & clay z błękitną glinką i oliwą

Hej! Dziś będzie mowa o produkcie marki, której kosmetyki do pielęgnacji nęciły mnie od dawna. Mowa oczywiście o Organic Shop, z którego miałam zrobić większe zamówienie, ale zauważyłam też tą markę stacjonarne, kupiłam, wypróbowałam, poległam!



"Peeling do ciała „organic olive & clay” wzbogacony w olejek z oliwek, naturalną glinkę i sól. Delikatnie złuszcza, wygładza i zmiękcza skórę, nawilża ją. Nie zawiera SLS, silikonów, parabenów."

W zasadzie, w samym peelingu podoba mi się praktycznie wszystko. Peelingi lubię robić sama, chyba że mają tak naturalny skład, jak ten. Kosmetyki Organic Shop nie są drogie, bo każdy oscyluje około kwoty 10 zł, ale są też robione z takich komponentów. Peeling sól - oliwa - glinka to świetna myśl, a sól będzie zawsze tańsza niż np. cukier lub kawa, ale szczerze wolę sól od cukru w peelingach do ciała. 
Ale do rzeczy - jak się używa tego niezwykłego, niebieskiego peelingu? Wyśmienicie! Konsystencja w opakowaniu wygląda na gładką, ale po wyjęciu od razu zauważamy i odczuwamy grudki. W dodatku powierzchnia jest jak tafla wody, od razu wraca do poprzedniego stanu i robi się gładka.
Peeling jest perfumowany i pachnie niesamowicie świeżo. Masaż peelingem wykonuję za pomocą rękawicy, co wzmacnia efekt. Skóra po spłukaniu peelingu jest oczywiście bardziej gładka, co zawdzięczamy również oliwie w składzie, i przygotowana idealnie na balsam.


Jedyne, czego mogę i nawet muszę się doczepić to opakowanie - jest niesamowicie niewygodne, ponieważ słoiczka nie da się już z powrotem zakręcić. Plastik jest cienki i niesamowicie elastyczny i zamiast się siłować z opakowaniem, wolę trzymać peeling w bezpiecznym miejscu, by nigdzie się nie przewrócił. Sama zawartość - 5/5, natomiast gdybym miała brać pod uwagę opakowanie, niestety musiałabym odjąć jedną 'gwiazdkę'. :P 
Peeling z glinką to bardzo ciekawy pomysł, po wypróbowaniu szamponu z glinką ghassoul, czekam, może glinka mnie jeszcze i znów zaskoczy. :)


INCI: Sodium Chloride (sól), Glycerin (roślinna gliceryna), Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Olea Europaea Fruit Oil* (organiczna oliwa z oliwek), Bentonite (niebieska glinka), Cocamidopropyl Betaine, Aqua, Parfum, Limonene, Silica, CI 77007, CI 77288, CI 77499
(*) – składniki pochodzące z or
ganicznych upraw
}