niedziela, 26 czerwca 2016

Pervoe Reshenie, maska do włosów drożdżowa na pobudzenie wzrostu

Dziś co nieco o Rosyjnskiej masce od Agafii, z drożdżami na porost włosów. Będzie krótko i zwięźle, najpierw opis producenta: 

 

Maska zawiera drożdże piwne, które są naturalnym źródłem białka, witamin i mikroelementów, które przenikają w strukturę włosa, wzmacniając je i przyspieszając wzrost.
Olej z kiełków pszenicy regeneruje włosy i zapobiega wypadaniu.
Sok z brzozy wzmacnia cebulki włosowe.
Dzięki zawartości olejów z zimnego tłoczenia maska ułatwia rozczesywanie włosów.
Sprawia, że włosy stają się jedwabiste i pełne blasku.
Maska zawiera ekstrakty z:
Drożdże piwne (Yeast Extract) – poprawiają strukturę włosa, wzmacniają, przyśpieszają wzrost.
Sok brzozowy (Betula Alba Juice) – wzmacnia cebulki włosowe, nadaje włosom blask, zapobiega wypadaniu.
Oman wielki (Inula Helenium Extract) – działa antyseptycznie i przeciwbakteryjnie.
Mącznica lekarska ( Arctostaphylos Uva Ursi Extract) – znakomity naturalny antyseptyk.
Ostropest plamisty (Silybum Marianum Extract) – łagodzi stany zapalne i hamuje zmiany skórne.
Maska zawiera oleje z zimnego tłoczenia takie jak:
Olej z kiełków pszenicy (Triticum Vulgare Germ Oil) – regeneruje wnętrze włosów, odtwarza naturalną osłonkę i wygładza ich powierzchnie. Chroni przed nadmierną utratą wody oraz promieniowaniem UV.
Olej z nasion białej porzeczki (Ribes Aureum Seed Oil) – wykazuje działanie przeciwzapalne, intensywnie odżywia włosy.
Olej z orzeszków cedrowych (Pinus Siberica Cone Oil) – ogranicza łojotok, zwalcza łupież, stymuluje krążenie podskórne i przeciwdziała wypadaniu włosów
Olej z owoców dzikiej róży ( Rosa canina Fruit Oil) – odżywia, nawilża i uelastycznia włosy


Co myślę o masce? Jest naprawdę przeciętna. Długo myślałam, czy pisać o niej posta, ale dlaczego miałabym pisać tylko o rzeczach bardzo dobrych, albo bardzo złych? :) Maska ma leistą konsystencję, starczyła mi na 4 użycia na moje bardzo długie i gęste włosy wraz ze skalpem. Nie stosowałam się do zaleceń producenta i nie trzymałam jej 1-2 minuty, ale pół godziny, do godziny pod czepkiem i ręcznikiem, żeby te wszystkie wspaniałe składniki miały chociaż okazję wniknąć. :) Po spłukaniu oczywiście były bardziej błyszczące, ale dla mnie to bardziej odżywka niż maska - zwłaszcza, że producent zaleca trzymać minutę... Nie obyło się bez odżywki b/s, żeby dociążyć włosy. Przyznam szczerze, że maski próbowałam używać jako zamiennika Biovaxu, z przeciętnym skutkiem. Jeśli chodzi o wzrost włosów, nie zwróciłam na to uwagi, bo po prostu nie zależy mi na tym i nie wierzę w takie rzeczy. Natomiast w kosmetyku rzeczywiście można było wyczuć przyjemną, delikatną woń drożdży. Maska utwierdziła mnie w przekonaniu do kosmetyków Agafii - naturalne i dają się lubić, ale pozwolę się posłużyć kolokwializmem - dupy nie urywają.


 INCI: Aqua with infusions of: Yeast Extract, Betula Alba Juice; enriched by extracts: Inula Helenium Extract, Arctostaphylos Uva Ursi Extract, Silybum Marianum Extract, Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; cold pressed oils: Triticum Vulgare Germ Oil, Ribes Aureum Seed Oil, Pinus Sibirica Cone Oil, Rosa Canina Friut Oil, Ascorbic Acid, Panthenol, Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid.

sobota, 25 czerwca 2016

Mała, ale pojemna - kosmetyczka na wakacje ☀


 Pakowanie się na wakacje - czy ktoś to lubi? Ja tak! A na pewno bardziej, niż rozpakowywanie :P
Jest kilka rzeczy, które muszę koniecznie mieć ze sobą, by czuć się dobrze i parę zbędnych o których zabraniu nawet nie pomyślę. Zwykle na wyjazdach wszyscy mają wielkie walizy, a ja tylko plecak. Jak? Kilka ciuchów na zmianę, szczoteczka, pasta (w wersji mini!), szczotka do włosów i kosmetyczka. A w niej:
 

Próbki! Tak kochani, próbki. Zbieram je cały rok, by zużyć na wyjazdach, w domu praktycznie ich nie ruszam. Komuś rozwiązanie może wydać się banalne, ale gdybyście widzieli moją minę na widok półlitrowych szamponów, odżywek i masek do włosów, które znajomi wyciągają z torby! Warto jest zbierać próbki, które zazwyczaj dostaje się przy zakupach. Mam podkłady, żele do higieny intymnej, szampony, balsamy, kremy... dosłownie wszystko i wiem że nic się nie zmarnuje. Zazwyczaj biorę ich więcej niż potrzeba, gdyby ktoś czegoś zapomniał z domu, ale jest i tak o wiele więcej miejsca, niż gdybym miała brać pełnowymiarowe opakowania.


Kolorówka. Nie można nikomu powiedzieć co jest potrzebne, a co nie, bo każdy ma indywidualne potrzeby. Ale mam nadzieję, że może dam komuś do myślenia, jeśli chodzi o wyjazdową kosmetyczkę, a może i nawet tą podręczną, w torebce. Jeśli chodzi o podkłady - rzadko kiedy biorę pełnowymiarowe opakowania. Puder - koniecznie! Mój ulubiony (I na wyjazdy też) To płaski Healthy balance, ma też lusterko. Do niego tylko i wyłącznie pędzel kabuki o krótkiej rączce - mały i poręczny. Koniecznie jeszcze tusz, kredkę lub eyeliner, bronzer. I... mini szminkę. :) Polecam zestaw mini szminek z avonu, które konsultantki czasem zamawiają jako testery, już nie raz uratowały mi życie.


Pielęgnacja - i tu znowu odzywają się próbki. A oprócz tego małe i poręczne opakowania - podkłady i kremy zazwyczaj przelewam do małych słoiczków, które są do kupienia w drogeriach. Oprócz tego uwielbiam produkty mini. Nie wyobrażam sobie żadnego wyjazdu bez zestawu Shiseido Aqualabel - do kupienia u Berdever - KLIK. W skład zestawu wchodzą: toner, lotion, pianka do mycia twarzy oraz olejek do mycia. Ja mam zestaw czerwony, ale u Berdever dostępny jest również niebieski. I w dodatku jak na tą jakość nie kosztuje dużo! Jestem bardzo wdzięczna Interendo oraz Berdever, że mogłam przetestować ten zestaw.
Jeśli chodzi zaś o szampony i odżywki do włosów - polecam saszetki Agafii. Mają bogaty skład (szampony w saszetkach mają o wiele lepszy skład, niż te w butelkach) i zajmują mało miejsca. Czego chcieć więcej? Jeśli chodzi o odżywkę bez spłukiwania - tu bywa różnie. Albo sobie ją daruję, albo biorę mały jedwab na końcówki, no albo - ostatnio polubiony przeze mnie olejek Biovax.
Co jeszcze warto wziąć? To, co każdy bierze na wyjazdy - mokre chusteczki i mgiełkę do ciała. Ochładza w gorące dni. :)


Mam nadzieję, że komuś ten post pomógł.  Jeśli bierzecie ze sobą całą łazienkę - warto postawić na minimalizm i nawet jeśli czegoś zapomnieliście - nie martwić się, tylko cieszyć z wakacji. Wyciągajcie kochani z urlopów, ile tylko się da! :)

H&M Beauty, kremowy róż do policzków Hot Pink (Pure Velvet Cream Blusher)

 
Cześć! Dziś o różu, który skradł moje serca. A mowa - może i o dziwo o marce H&M Beauty. Odkąd pisałam wam, że się pojawiła, nie wypróbowałam jeszcze niczego, chociaż od początku kusił mnie róż w kremie, bo tego typu kosmetyku nigdy sobie nie odmówię - na krem BB wygląda idealnie, stwarzając taki 'wet look' :P
Od paru dobrych tygodni w H&M są wyprzedaże również, jeśli chodzi o kosmetyki, ale ostatnio 'cierpię' na ich nadmiar, więc sobie odmawiałam. Dopiero kilka dni temu wypróbowałam róż w sześciokątnym eleganckim opakowaniu i o ostrym, różowym odcieniu - przepadłam.

 

Odcieni takich, jak Hot pink radziłabym się nie bać. Teraz, w lato, wśród tych wszystkich bronzerów, zapomniałam jak pięknie na policzkach może wyglądać róż. Oczywiście nie należy z nim przesadzać, żeby buzia w lato nie wyglądała na bliską omdlenia. :)
Róż, jak już wiecie jest zamknięty w biało-złotym opakowaniu bez lusterka. Jego cena regularna to 30 zł, mnie udało się go kupić za 10 zł. Oprócz pięknego koloru, ma niesamowitą pigmentację i trwałość - szczerze mówiąc, jestem bardzo mile zaskoczona. Na policzki wystarczy dosłownie muśnięcie palcem, nic więcej. Tak, róż najlepiej i najbardziej precyzyjnie moim zdaniem nakłada się palcem - inaczej bardzo łatwo jest przesadzić.


Jakiś czas temu ze strony Kosmetyki z Ameryki zamówiłam róż w kremie 'Manhattan Pastel Pretties' w podobnym odcieniu, bo 04 - lilac you i okazał się być totalną klapą. Róż ma tak słabą i beznadziejną pigmentację, pomimo pięknego koloru w opakowaniu, spodziewałam się czegoś lepszego. Dlatego róż z H&M Beauty uwielbiam jeszcze bardziej - macie przed sobą piękne porównanie.


Podsumowując - ostatnio po konfrontacji z wieloma niewypałami, róż jak najbardziej na plus. Przy moim ulubionym konturowaniu na mokro dokładam odrobinę różu, do tego puder wykończeniowy i całość prezentuje się pięknie.

czwartek, 23 czerwca 2016

Domowe i niedrogie sposoby na pryszcze - czy działają? Cynk, soda, woda ulteniona, pasta do zębów, alkohol


W rzeszy rad jakie zaleca się nastolatkom na wykwity skórne, pojawiają się też domowe i 'sprawdzone' sposoby. Jako że sama w wieku dojrzewania zmagałam się z uporczywymi ropnymi zmianami (czasem odwiedzają mnie do tej pory) wypróbowałam już wszystkiego, co się da i większość działa. Będę zawsze podkreślać, że wszystko na każdego działa inaczej i warto wypróbować wszystkiego po trochu. :) Które działają naprawdę, jak i dlaczego?


1. Maść cynkowa (10%) / pasta cynkowa (25%)
To jeden ze środków dostępny a aptece, za szałową cenę, bo ok. 3 zł. Poleciła mi ją znajoma gdy byłam pryszczatą 14-latką i jako-tako interesowałam się już składnikami aktywymi występującymi w kosmetykach. Znajoma nakładała taką maść na całą twarz na noc. Cynk jest popularnym składnikiem aktywnym w zwalczaniu pryszczy, jednak maść cynkowa to 10% cynku i 90% gliceryny. Moim zdaniem to dyskwalifikuje ją do nakładania na całą twarz, szczególnie na noc. O wiele ciekawsza jest pasta cynkowa - moja pasta ma 25% cynku w składzie i jest bardzo gęsta, więc idealna do stosowania punktowo. Teraz pasty używam w innych celach, bo jako delikatny filtr przeciwsłoneczny w solarium na delikatniejsze okolice.
Czy pasta cynkowa działa?
Czasem robię wywiad wśród znajomych i bywa to różnie - koleżanka twierdzi, że gdy za pierwszym razem użyła maści cynkowej, efekty były zadowalające, natomiast po kolejnych użyciach nie widziała efektów. U mnie efekty też były znikome, ale na każdego składniki aktywne będą oddziałowywać inaczej - to normalne. Na pewno warto wypróbować, bo cena nie jest wysoka. Na mnie działa coś innego, ale o tym za chwilę. :)


2. Pasta do zębów
To na pewno coś, o czym słyszało mniej osób niż o paście cynkowej. Kiedy ktoś prosi mnie o skuteczną radę odnośnie pryszczy i słyszy 'pasta do zębów', myśli, że żartuję. Kiedy jednak mam jakąś ropną zmianę i nie chcę jej ruszać, a chcę, żeby się zmniejszyła, używam właśnie pasty. Konieczne jest stosowanie jej miejscowo! Gdy pierwszy raz usłyszałam o tej metodzie, zalecano zostawić pastę na całą noc, ale moim zdaniem to zbyt długo. Pasta szybko zasycha i ściąga nieprzyjemnie skórę. Ja nakładam ją na pojedyncze wykwity, czekam aż zaschnie.(w tym czasie piecze jak cholera i ma się uczucie, że pasta 'wypala' pryszcza) Po tym czasie zmywam pastę wodą i powtarzam czynność kilkukrotnie. Działa. :)


3. Soda oczyszczona
Soda oczyszczona w pielęgnacji skóry tłustej to temat rzeka i temat jakże czasem - niebezpieczny. Nawet jeśli ktoś ma masę pryszczy, ale równocześnie skórę suchą lub normalną, moim zdaniem już od razu powinien sobie darować. Soda świetnie oczyszcza i matuje, ale zaburzając jednocześnie pH skóry. Lubię zrobić maseczkę z sody i wody tworząc swego rodzaju pastę, ale nawet ze swoją grubą skórą robię to raz w miesiącu. Jak działa soda? O sodzie szykowałam (lub szykuję nadal gdzieś w podświadomości) osobnego posta, bo jej świetne właściwości nadal nie są wszystkim znane.


4. Woda utleniona (3%)
Woda utleniona (nadtlenek wodoru) to kolejna obok maści cynkowej rzecz do kupienia za grosze w aptece. Wodę utlenioną mam zawsze przy sobie - na ranki i skaleczenia jak znalazł, a przy większych sprawach w grę wchodzi skinsept. Ale co ma woda utleniona do twarzy? Działa bakteriobójczo, więc miejscowo zamiast toniku- ideał. Nie wiem czy wiecie, kiedyś przy manualnym oczyszczaniu twarzy, kosmetyczki po wapozonie, masce rozpulchniającej i całym wyciskaniu używały właśnie wody utlenionej zamiast toniku antybakteryjnego. Pewnie jeszcze gdzieniegdzie można się z tym spotkać.

wtorek, 21 czerwca 2016

BUBEL! - Dziewczyny strzeżcie się! Life Stożkowa gąbka do makijażu - podróbka Beauty Blendera z SuperPharm'u

Niestety, choć takich postów tu mało, będzie to kolejny już wpis ku przestrodze. Będąc w SP jak zwykle po maski do włosów pokusiłam się o gąbkę ich produkcji ( dalej zwaną life) To był błąd! Byłam i jestem bardzo zadowolona z Killy's o której pisałam, ale przy Life to marzenie. Już tłumaczę - o co chodzi? 


Przeciętnego, oryginalnego Beauty Blendera i jego pochodne (a teraz każda firma stara się mieć w zanadrzu gąbkę) używa się następująco: moczymy w wodzie, tak aby gąbka napuchła i zwiększyła swoją objętość, nakładamy niewielką ilość podkładu ruchami 'wcierająco-oklepującymi' i gotowe! Gąbkę moczy się po to, aby pochłonęła wodę a nie podkład i była bardziej miękka i sprężysta. 


Wczoraj kupiłam gąbkę, a dzis użyłam Life'a po raz pierwszy i już na początku już wydał mi się dziwny. Gąbka z pierwszym dotykiem wydała mi się niesamowicie twarda. Po kontakcie z wodą nie powiększyła swojej objętości. Wycisnęłam z niej wodę - i nic. Nałożyłam podkład na rękę i z ręki na gąbkę. Przy stemplowaniu twarzy miałam uczucie nie, jakbym dotykała gąbką twarzy, ale jakbym dotykała twarzy czymś niesamowicie twardym. Jeśli narzekacie na jakąś swoją podróbkę Beauty Blendera, bo nie dorównuje oryginałowi - to jest idealny moment, żeby odetchnąć i pomyśleć, że jest gąbka o wiele razy gorsza. Zdenerwowałam się i wrzuciłam ją do kubka z wodą na 5 min - totalnie nic. Czyszczona mydłem po pierwszym użyciu, nie puszczała śladów podkładu. Po pierwszym użyciu! Zdezynfekowałam ją i pozostawiłam do osuszenia, ale nie wyobrażam sobie wyskoczyć z tak brudnym i twardym przedmiotem by malować nim kogoś innego. Gąbka Life to totalna klapa. 


O wiele ciekawszy jest opis na opakowaniu samej gąbki - bo wg niego nie powinnam się czepiać. 'Precyzyjnie rozprowadza podkład po twarzy, nadmiernie go nie wchłaniając.' Nie ma nic o wcześniejszym namaczaniu gąbki wodą. Więc po co taka gąbka?


Filmiki na yt 'Jak używać Beauty Blendera' mogą się wydawać oczywiste, ale ostatnio malowałam klientkę na ślub i rozmawiałyśmy o metodach nakładania podkładu. Rozmowa wyglądała mniej-więcej tak: Klientka [K], ja [J]

[J:] Na szczęście gąbki zbudowane są tak, by nie pochłaniać podkładu, więc wystarczy go niewielka ilość
[K]: Jak to? Moja gąbeczka zawsze zżera mnóstwo podkładu, już bardziej opłaca mi się nakładać go palcami.
[J:] Zjada podkład? Jak to możliwe? Przecież po to nasącza się je wodą.
[K:] To te gąbki się wcześniej moczy? Pierwsze słyszę!

Może wam się to wydawać zabawne, ale gdyby taka klientka trafiła na tą beznadziejną gąbkę, gdzie kobieta nie słyszała o wchłanianiu wody, a gąbka nie jest do tego przystosowana, byłaby nią zachwycona. 
Ja też nie rozumiem niektórych niepotrzebnych kosmetycznych gadżetów, ale myślę że Beauty Blender i jego pochodne do nich nie należą. Wymyślać gąbkę opartą na BB, ale taką której wcześniej nie trzeba nasączyć wodą, twardą, której struktura się nie zmienia - nawet jeśli to tylko podróbka, taki gadżet wgl dla mnie traci sens. To nie o to chodzi w gąbkach do makijażu. Dziś z ciekawości przejdę się do SP. Zapytam z ciekawości JAK POWINNO SIĘ UŻYWAĆ TAK BEZNADZIEJNEJ GĄBKI i na pewno dam wam znać :)

czwartek, 16 czerwca 2016

Najlepsze i naturalne peelingi do ciała - zdzieraki własnej roboty

Temat niektórym może się wydawać oczywisty, a kiedy z kimś rozmawiam o peelingach i wspominam że robię sama, spotykam się ze zdziwieniem. A to naprawdę najłatwiejsza rzecz pod słońcem i nie zabiera dużo czasu. Praktycznie wszystkie składniki znajdziecie w kuchni i ważne jest, by peeling robić na bieżąco, 'na raz.' Drogeryjnym zdzierakom mówię zdecydownie NIE i kupne peelingi jakim ostatnio uległam to cukrowa Korana i mydło z peelingiem od Honey Therapy. Ale nie ma to ja własne. :) No i jest jeszcze jeden powód - kiedy widzę solny peeling w małym słoiczku za miliony monet. A już od dawna sól nie jest na wagę złota :P


1.  Kawa - U mnie najbardziej popularna w peelingowaniu. Fusy z kawy mieszam... no właśnie.  O tym, że kawa i oliwa są świetne, pisałam tutaj -> KLIK Możemy tworzyć różne wariacje w temacie, ale ostatnio znów nie ponosi mnie ekstrawagancja. Kawę z jakimś olejkiem - ostatnio lubię kokosowy i arganowy, lub choćby ze wspomnianą oliwą warto zostawić jeszcze kilka minut na skórze. Mamy od razu antycellulitowy 'okład.' Kofeina zawarta z kawie + szczotka do masażu lub rękawica = cud miód. Pewnie zauważyłyście, że ostatnio peeling kawowy bije rekordy? Nie bez powodu :)

2. Cukier i sól - Jeśli chcę mocniejszego zdzierania - mam na myśli zwłaszcza uda i pośladki, chętnie sięgam po grubsze drobiny. Sól himalajska (najbardziej czysta sól na świecie) i cukier świetnie nadają się do tego zadania. Przepis na cukrowy peeling do ust -> KLIK Nie wyobrażam sobie teraz nałożyć matowej pomadki bez peelingu wcześniej. Cukier i sól są w porządku na ciało, ale dla większości mogą mieć za duże drobiny, jeśli chodzi o twarz.

3. Olejek pomarańczowy i cynamonowy - idealne w połączeniu z kawą w walce z cellulitem lub przy body wrapping. Dla mnie cudownie pachną. :)

3. Masło Shea -  dodaję czyste masło shea do kawy, a olejki - do kąpieli kiedy mam dzień lenia i nie chce mi się już balsamować ciała. Wspaniale nawilża i zmiękcza naskórek podczas peelingowania.

4. Olejki - kokosowy, monoi... i wszystkie inne, bo wymieniać by można bez końca :) Używałam już lnianego, oliwy, a w ostateczności nawet oliwki i wszystko pięknie się łączyło. 

5. Mechaniczne wspomagacze - o ile różnego rodzaju mieszanki świetnie działają na poszczególne partie ciała, nieraz potrzeba wkroczenia czegoś mocniejszego. I tu pojawiają się szczotka, czy rękawica do ciała (za parę złotych w Rossmannie), czy też rękawico-szczotka i kilka innych ciekawych wynalazków (Natura)


Podsumowując: Powyższe składniki to tylko przykłady, ale jak widzicie peelingi można robić naprawdę z wielu rzeczy :) 
Dla mnie ważna jest konsystencja - dlatego tyle tu olejków. Ale do domowego peelingu wystarczy tylko zdzierak w formie sypkiej i ewentualnie jakaś substancja, która ładnie wszystko połączy. :)

czwartek, 9 czerwca 2016

Bodetko Brow, henna do brwi z aplikatorem, brązowa


Cześć! Widzę, że wiele z was trafia na bloga wpisując w wyszukiwarce hasło 'Bodetko Brow,', więc o hennie z aplikatorem postanowiłam napisać osobnego posta, pomimo, że wspominałam o niej TUTAJ. Biorąc pod uwagę jak nisko spadła cena boxa "urok", wiele osób musi być w posiadaniu tego produktu, a nie ma o nim wzmianki na oficjalnej stronie - w końcu to premiera.


Tuż po moim pierwszym użyciu z którego byłam zadowolona, przeczytałam gdzieś czyjąś opinię, że henna wgl nie farbuje. Zdziwiłam się, po próba na dłoni i brwiach wyszła ok i henna utrzymywała się około 2 dni. Dostępne 3 odcienie henny, krótkotrwałość i czasem nawet brak zabarwienia świadczą jednoznacznie o tym, że jest to henna w kremie. Różni się ona od proszkowej mniejszą koloryzacją, tym że skóry nie farbuje lub farbuje bardzo słabo no i dostępnością kolorów. Podczas gdy proszkowa henna występuje tylko w odcieniu czarnym i brązowym, kremowa może być ruda, popielata i co kto sobie jeszcze wymarzy. Brak składu w opakowaniu pozwala jedynie domniemać, co właściwie znajduje się w środku.


Za 3 użyciem jak widać na załączonym obrazku - henna na brwiach prezentuje się w porządku, aplikatorem o dziwo można bardzo precyzyjnie nałożyć kosmetyk. Wystarczy lekko przyłożyć go do skóry lub włosków. Jednak po kilku minutach  i zmyciu - klapa. Prawie zero efektu. Mam na tyle rzadkie brwi, że wszystko na nich dobrze widać. O ile za pierwszym i drugim razem efekt jako-tako był, teraz kompletnie nic. I tu znowu nasuwa się sugestia - normalna rozrobiona już henna nie może mieć zbyt długiego kontaktu z powietrzem, bo  dolewamy do niej wodę utlenioną. Mieszanka może się utlenić i zmienić kolor np. na zielony. Czyżby ten brak koloryzacji był spowodowany wtłaczaniem powietrza do opakowania? Dopóki nie przeczytam kiedyś innych recenzji i nie dowiem się czy inni mają to samo wrażenie - pewnie będę się tylko domyślać. 


Podsumowując: Kosmetyk jest szalenie ciekawy, w końcu taka podróżna henna z aplikatorem to mały przełom. Jednak nie bez powodu hennę wyrabia się na bieżąco i nie dopuszcza do jej wyschnięcia. Czy ten kosmetyk ma szansę wybicia? Ja jednak wolę tradycyjną hennę w proszku i cieszenie się tygodniowym efektem. Instruktaż: KLIK

środa, 8 czerwca 2016

Skin79 Dream Girls Beblesh Balm - krem BB dla młodych cer


Cześć! Dziś będzie o kremie jedynym w swoim rodzaju, czyli Dream Girls. Niektórzy z was może jeszcze pamiętają jak ja, jak ten krem wyglądał 5 lat temu - opakowanie soczyście fioletowe i był to 'ten krem BB w gwiazdki', ale najbardziej pożądany był i tak hot pink, więc Dream Girls był nadal 'tym kremem w gwiazdki'. :) W końcu się skusiłam i wypróbowałam. Co myślę? Że jest to mój najmniej ulubiony krem z rodzinki Skin79. Ale może to przez, użyję tego już trochę pompatycznego wyrażenia: "Obietnice producenta." A największa i najbardziej przekłamana z nich to: Mat i pełna kontrola sebum.

Grafika pochodzi ze strony http://www.skin79-sklep.pl/

Wielofunkcyjny krem BB o ultralekkiej formule O/W. Emulsja O/W gwarantuje łatwość aplikacji, wyrównanie kolorytu, pełną kontrolę sebum oraz długotrwałą świeżość cery. Krem zawiera ekstrakt z papai, który utrzymuje miękkość i aksamitność skóry. Wysoka ochrona przed promieniowaniem UV - SPF30++

"Mat i pełna kontrola sebum" - tym określeniem na pewno nie opisałabym kremu. Przy recenzjowaniu kremu Skin79 lovely girl, również dla młodych cer posłużyłam się zdaniem 'lustro bez pokrycia.' Teraz natomiast myślę, że to właśnie zdanie najbardziej oddaje Dream Girls.


Żeby była jasność - wiem, że po kremach BB czasem nie można spodziewać się matu. Koreańczycy celebrują efekt glow na cerze i dla nich mat wygląda inaczej. Jednak do zakupu kremu najbardziej skusiła mnie obietnica zmatowienia. Już pal licho krycie, jeśli krem ma matowić i pielęgnować to ok. Niestety, w tym przypadku - ani nie matuje, ani nie ma krycia. Docelowymi konsumentami powinny być osoby z cerą suchą, spodziewające się znikomego krycia, jednak pożyczyłam krem takiej osobie (na codzień używa Paese Multivitamin Covtail) i też była niezadowolona. Nie mówiąc już o opisie kremu - formuła O/W (emulsja olej w wodzie) a w niektórych opisach kremu widnieje hasło 'beztłuszczowy'. Heloł, o ile się nie mylę, bo składów tej firmy nigdy nie analizowałam porządnie, żaden krem BB nie jest beztłuszczowy. Ale nie czepiam się, bo na oficjalnej stronie producenta nie ma nic o 'beztłuszczowości' produktu, chociaż mam ogromne wrażenie, że takie wyrażnie tam niegdyś dostrzegłam.

po lewej goła dłoń, po prawej z kremem
Krem jest dla mnie w tym momencie mało przydatny, ale pocieszam się jeszcze filtrem 30 PA++ i być może wykorzystam go jako filtr pod jakiś mocno kryjący fluid. Teraz Skin79 wyprzedaje go po rekordowo niskiej cenie, nie wiem czy chcą się go pozbyć, ale wystarczyłoby zmienić opis, bo być może w Korei brzmi dobrze, ale w Polszy jest wysoce przekłamany.


INCI: Water, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Cetyl Ethylhexanoate, 4-Mthylbenzylidene Camphor, Titanium Dioxide, Propylene Glycol, Butylene Glycol, Polysorbate 60, Stearic Acid, Mineral Oil, Isopropyl Myristate, Sorbitan Stearate, Dimethicone, Dipentaerythrityl Hexahydroxystearate/ Hexastearate/ Hexarosinate, glyceryl Stearate SE, Cetyl Alcohol, Silica, BHT, Disodium EDTA, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Polyacrylate-13, Polyisobutene, Polysorbate 20, Carica Papaya (Papaya) Fruit Extract, Citrus Grandis (Grapefruit) Fruit Extract, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) root Extract, Portulaca Oleracea Extract, Asparagus Lucidos Root Extract, Tussilago Farfara (Coltsfoot) Flower Extract, Laminaria Japonica Extract, Tocopheryl Acetate, Propylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Methylparaben, Chlorphenesin, Fragrance, CI 77491, CI 77492, CI 77499.b

piątek, 3 czerwca 2016

Zestaw U.R.O.K. InspiredBy - najbardziej intrygujący box w życiu ;D


Jak w tytule - najtańszy, ale za to jaki obfity! Kiedy pisałam koleżance, że jest dostępny za 18, jeszcze się wahałyśmy. Ale 8 zł za tyle kosmetyków... brzmi dobrze.



1. Henna do brwi Bodetko - sugerowana cena 39 zł
Jestem pozytywnie zaskoczona tym produktem i być może znajdę dla niego osobnego posta. Już widziałam że na olx, szafie itp. ludzie wyprzedają tę hennę po 30 zł. Serio... Nie dajcie się nabrać ;p Myślałam, że produkt to henna tylko z nazwy, ale... Jestem właśnie po aplikacji i po wielkim szoku, że ten aplikator się sprawdza.



2. Dezodorant do stóp Shefoot, wartość - 18,80
Miałam już peeling do stóp tej firmy i był dobry. Myślę, że taki dezodorant na lato będzie bardzo przydatny.


3. Puder na objętość Indola - cena sugerowana: 44 zł
Bardzo ciekawy produkt, ale oddaję koleżance,bo mnie się nie przyda.


4. Luksusowa szminka Luxe, Avon - wartość 36 zł
no i znowu wow! Nie spodziewałam się, że na żywo opakowanie jest tak piękne i że trafi się czerwień. Mam całe mnóstwo szminek, także będzie idealna jako spontaniczny prezent, lub do rozdania... kto wie?



5. Żel pod prysznic słodki krem z piwonią, Dove - cena 13 zł
Każdy zna tę firmę i myślę, że produkt na pewno się nie zmarnuje :)

Podsumowując: Czy za tą cenę można być niezadowolonym? :D A tak serio - produkty w boxie są bardzo dobre, mimo że nie pierwszej potrzeby, ale na pewno się nie zmarnują. Do boxa dołączony jest także planner i rabat -15% na hasło 'urok' w sklepie wondermarket.

Rewolucja w czyszczeniu pędzli #brushegg + mini konkurs!


Kiedy ponad pół roku temu zakupiłam jajeczko do mycia pędzli, byłam zachwycona. Ten zachwyt może i minął, bo przyzwyczaiłam się do niego tak, że teraz nie wyobrażam sobie myć pędzli bez kawałka tej kolorowej gumy.


Jajeczko to gadżet, a jak to bywa z gadżetami - nie są do życia niezbędne. Czasem jednak mogą ułatwić życie, tak jak np. gąbeczki do nakładania makijażu. Co prawda, te ostatnie owalne pędzle do nakładania podkładu to już moim zdaniem przesada, ale co tam. Ludzie muszą wymyślać co chwila coś nowego.
A powracając do jajka - ten drobiazg to całkiem ciekawe urządzenie. Na jajeczku są różnego rodzaju wypustki do mycia większych i mniejszych pędzli. Okrągłe ruchy wykonujemy na okrągłych wypustkach i posuwiste ruchy - na podłużnych. Wystarczy tylko odrobina środka myjącego (np. delikatnego szamponu) chwilka czasu i jajko, by mieć idealnie czyste pędzle. Same brushegg nie wymagają jako-tako mycia, bo ciągle mają kontakt ze środkami myjącymi. Ja co prawda swoje mam przebarwione od henny, ale nie zmienia to faktu, że jest dobre :D 
Jeśli ktoś jeszcze nie używał nigdy tego gadżetu - to świetna sposobność. Pierwsza osoba (zalogowani użytkownicy bloggera) która jako pierwsza napisze komentarz pod postem ze swoim mailem, otrzyma jajko. Myślę, że będzie równie zadowolona, jak ja :)

 

}