Cześć! Jakiś czas temu Bielenda wypuściła serię do cer tłustych i mieszanych pod nazwą Zielona herbata. Korzystając z promocji 2+2 w Rossmannie zaopatrzyłam się w kilka produktów które akurat mi się kończyły i po ok miesiącu używania mam już o nich pewne zdanie. ;)
Płyn micelarny jest w pojemnej butli, bo aż 0,5 litrowej. Jest bardzo wydajny i dobrze zmywa makijaż - czego chcieć więcej? Za jednym płatkiem nie mam podkładu i około połowy tuszu. Skład również jest przyjazny.
Jeśli chodzi o żel, na mycie twarzy zużywam około 1,5 pompki - jest średnio wydajny. Przeciętnie się pieni co jest dla mnie plusem i nie szczypie mnie w oczy. Dobrze radzi sobie z resztkami makijażu. Bardzo lubię żele z pompką, ma też całkiem dobry skład, więc pewnie kupię go ponownie.
Hydrolat, czyli w tym przypadku po prostu tonik za kilka dni już 'zdenkuję', ponieważ używam go rano i wieczorem. Kolejne opakowanie na pewno przeleję do butelki z atomizerem. Świetnie radzi sobie z doczyszczaniem i odświeżaniem cery.
Do kremu na noc mam największe zastrzeżenia. W opakowaniu prezentuje się przeciętnie i ma typową konsystencję. Pachnie tak samo jak reszta kosmetyków z serii - zieloną herbatą, ale nie prawdziwą, tylko słodzonym napojem jaki możemy kupić w butelkach. Mam cerę mieszaną w kierunku tłustej, i niestety po użyciu kremu, nad ranem mam na twarzy tyle sebum, że mogłabym smażyć na niej jajka. I nie, nie sprawia to że w dzień cera wytwarza go mniej. Jeśli przyjrzycie się bliżej składowi, zobaczycie, że byłby to krem dobry dla cer suchych, może normalnych. Pięć pierwszych składników to: Woda, skwalan, olej z orzechów makadamia, masło shea i gliceryna. Skwalan to składowa ludzkiego sebum, a resztę składników znacie - to połączenie nie jest dobre dla mojej cery, może więc to być też podpowiedź dla was, jeśli macie podobny rodzaj. Niestety jest to kolejny krem, który zaszczyci moje partie szyi i dekoltu. Szkoda, bo reszta kosmetyków z serii sprawdziła się u mnie świetnie ;)