Ostatnio uzupełniłam braki w kosmetyczce - wszystkim znany puder Healthy Mix kusił mnie już od bardzo dawna, a reszta jest zamiennikiem mojej paletki Makeup Revolution i została kupiona w gruncie rzeczy spontanicznie. Jakie te kosmetyki wywarły na mnie wrażnie podczas pierwszego użytkowania?
Na pierwszy ogień idzie Wonderful Cushion, czyli płynny rozświetlacz z aplikatorem w postaci gąbeczki. Brzmi ciekawie? I ciekawe jest. Sephora stworzyła także róż do policzków oraz pomadkę w podobnym opakowaniu. Jak sama mówi: "Rozświetlacz zainspirowany koreańskimi innowacjami w makijażu łamie wszystkie reguły." [KLIK] Na twarzy nie jest intensywny jak makeup revolution, daje raczej subtelny efekt. Bardzo podoba mi się wklepywanie rozświetlacza za pomocą gąbki i brak konieczności machania pędzlem.
Skoro już jesteśmy przy Sephorze - pora na bronzer, czyli w tym wypadku Puder brązujący, w najjaśniejszym odcieniu Clair. Nie jest to na pewno chłodny odcień, a szkoda. Aby w Sephorze dorwać cień z chłodnymi tonami, trzeba dać więcej niż 100 zł za bronzer z wyższej półki, a chciałam z sentymentu wypróbować coś marki Sephora. Kartę w Sephorze zakładałam w 2008 i wtedy po raz ostatni używałam kosmetyków tej marki. ;) Bronzer jest, cóż... dosyć zwyczajny. To, co go wyróżnia najbardziej, to śliczne opakowanie. [KLIK]
Kolejno - Golden Rose. Ostatnio ich róże w sztyfcie i matowe pomadki biją rekordy popularności, co nie umknie niczyjej uwadze. Zwłaszcza sprzedawczyń, które w sklepie mają w tego największą bekę. ;) Ja wyposażyłam się w odcień 102, po prostu... róż. Co mówi o nim Golden Rose? "Róż do policzków w sztyfcie zapewnia ich naturalne podkreślenie oraz
dodaje cerze naturalnego blasku. Jego kremowa i delikatna formuła
sprawia, że idealnie stapia się ze skórą i gwarantuje aksamitne
wykończenie makijażu." [KLIK] Szczerze, fajne, tanie i dostępne, ale w przyszłości pozostanę przy kremowych i pudrowych różach. Sztyft najwygodniej aplikuje się palcami na twarz, prosto ze sztyftu można sobie rozmazać makijaż.
I teraz coś pięknego - ujednolicający puder w kompakcie Healthy Balance. Miałam go na oku od niepamiętnych czasów, ale zawsze w ręce wpadł mi jakiś inny. Ostatnio nie pasuje mi żaden puder, a kultowe ryżowy i bambusowy ważą mi się na kremie BB. Potrzebowałam właśnie jego - bardziej ujednolica i wyrównuje koloryt niż matuje, dobrze utrzymuje się na twarzy. Jakiś tam mat oczywiście jest, ale nie jest to płaski mat - skóra nadal posiada zdrowy blask. Szczerze? Do mojej tłustej cery wybieram właśnie jego. W przypadku typowo matujących pudrów po 2 godzinach zaczynam się nieestetycznie świecić, tutaj tego nie odczuwam. W dodatku pięknie pachnie owocami. Ahh, chyba aż powinnam napisać na jego temat recenzję, a nie krótką notatkę. ;D Mój odcień to oczywiście najjaśniejszy z możliwych.
"Pielęgnujący puder wyrównuje koloryt skóry i podkreśla jej blask.
Azjatycka owocowa terapia przywraca skórze równowagę: owoc kaki wygładza
i nawilża przesuszone strefy a owoc yuzu wchłania nadmiar sebum." [KLIK]
Od dawna się czaję na Golden Rose <3
OdpowiedzUsuńMam! I chociaż pracuję w konkurencyjnej firmie też się czaję na nowości GR i nawet już po nie chodzę w firmowej koszulce :D
Usuńciekawe nowości :)
OdpowiedzUsuńCiekawy zwłaszcza cushion, reszta zwyczajna, ale zawsze coś innego :D
UsuńInteresujący wpis, zachęcił mnie do wypróbowania tych produktów. :)
OdpowiedzUsuń