Do katalogowych marek nie mam zbytnio zaufania, ale jeżeli coś kosztuje niewiele i mnie zaciekawi - czemu nie. Bardzo dobrze wspominam balsam Cherry Blossom, który nie pielęgnował zbytnio skóry, ale miał urzekający zapach. No, ale czego się spodziewać za symboliczne pięć złotych :)
Tym razem padło na balsamy Pretty Passionfruit & Peony oraz Vibrant Orchid & Blueberry. Ten pierwszy - Pretty o żółtawym zabarwieniu pachnie dosyć słabo, vibrant za to ma bardziej wyczuwalną, jagódkową woń. Zdecydowanie bardziej go polecam, gdybyście kiedyś robiły balsamowe zakupy w Avon. W zeszłym katalogu była promocja na 3 rzeczy w cenie 20 zł, gdzie wchodziły żele, balsamy i mgiełki - tych pierwszych i (już) drugich mam pod dostatkiem, więc postawiłam na mgiełkę. Padło na wydawałoby się, odświeżającą różową stokrotkę i sycylijską cytrynę.
Swoją drogą, podziwiam artystę od nazw pracującego w Avon :D Takie wdzięczne nazwy.... i ta właśnie mgiełka będzie gwiazdą wpisu. Na pierwszym miejscu nie jest woda, lecz alkohol. Mało tego, nie pachnie różową sycylią, ale alkoholem. Dusząco. Mówi to każdy nieszczęśnik kogo spsikam, a już myślałam że mój wyczulony węch znów się uaktywnił. Nie, to po prostu alkohol. I naprawdę nie wiem co jest z tym nie tak, bo dziś koleżanka spryskała mnie śliwkową mgiełką z tejże firmy i pachniała bardzo ładnie. Cóż... Myślę, że pomieszczenie spryskane tą mgiełką będzie pachnieć jak po libacji, ale ja znalazłam dla niej zastosowanie! Możecie mnie uznać za wariatkę, ale nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła :D Otóż ostatnio, standardowo myjąc łazienkę, pomyślałam że przydałoby się małe czyszczenie lustrom - ale płyn do szyb tak daleko, a mgiełka tak blisko. I cóż... tak, spisała się rewelacyjnie i mogłaby konkurować w moim domu z płynem do mycia okien, gdyby nie mała pojemność. To wszystko zawdzięczamy alkoholowi w składzie. A zapach? Znikomy. A tak szczerze, wygląda to tak, jakby ktoś zużył większość produktu i dodał jakiś specyfik, bo czy to możliwe żeby mgiełka do ciała prawie nie pachniała?
Kolejną rzeczą kupioną za miliony monet jest krem do rąk Royal Jelly Hand Cream za całe 5 zł. W bieżącym katalogu również można zakupić kremy w tej cenie. Posiadałam kiedyś przez przypadek krem Dry Skin SOS i bardzo przypadł mi do gustu. Ten jest podobny, choć ma nieco inny skład, mniej odżywczy. Zobaczcie same, pierwszy jest Dry Skin SOS:
Nie mniej, krem nałożony na noc tworzy na skórze okluzję, która mi wystarcza. Myślę, że ktoś ze zniszczonymi dłońmi potrzebowałby czegoś mocniejszego w działaniu.
Podsumowując: Katalogowe zakupy są tanie, ale nie zawsze udane. Kupiłam na próbę kilka kosmetyków, chciałam także wypróbować maskę oczyszczającą, ale niestety zabrakło jej w magazynie. Dwa balsamy mają niski stopień nawilżenia i ładnie pachnie tylko jeden, mgiełka jest totalnym dnem, a krem do rąk jak na swoją cenę działa dobrze.
Najlepiej sprawdzać jakość produktów pytając znajomych, którzy już coś mieli. Największym minusem jest to, że nie można przeczytać składów produktów. Myślę, że wtedy zakupy byłyby mniej ryzykowne :P
Miałam te balsamy i byłam zadowolona, wersja Orchidea i Jagoda pachnie cudownie ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię mgiełek z Avonu ale balsamy są całkiem niezłe.
OdpowiedzUsuń