Na punkcie tego podkładu oszalały tłumy. Każdy chce mieć Catrice HD i przekonać się na własnej skórze czy jest tak dobry, jak mówią jutuberki. Niektórzy po kilka miesięcy wędrują od drogerii do drogerii badając dostępność podkładu. I to między innymi ten brak dostępności czyni go bardziej pożądanym. Im mniejszy numerek, tym lepiej. Ja przypadkiem w Hebe trafiłam na ostatni 010. Co o nim sądzę? Przeczytajcie.
Druga
Skóra. Podkład HD Liquid Coverage to wygładzona cera z efektem “high
definition”. Wyjątkowo lekka formuła, którą aplikuje się pipetą, oferuje
wysokie krycie i utrzymuje się na skórze do 24 godzin. Cera wygląda
nieskazitelnie, a przy tym naturalnie, podkładu nie czuć na skórze.
Skóra jest gotowa na światła jupiterów i bycie w centrum kamery!
Podkład jest zamknięty w grubym szkle z pipetą. Jeszcze o dziwo mi nie upadł, ale jak na razie chwalę szklane opakowanie za estetyczne walory. Pipeta nie posiada zamknięcia. Całość (30 ml) wydaje się dosyć spora, ale to kwestia porównania do ser i olejków, czyli produktów w podobnym opakowaniu. Całość jest zaplanowana tak, by zachować higienę, natomiast pipeta niestety zacina się - często marnuję czas przy wypompowaniu produktu i nabieraniu go znowu, aż do skutku - do momentu, aż pipeta nabierze go do pełna.
Konsystencja, jak można się domyślać, jest bardzo rzadka. W końcu pipetą ciężko byłoby nałożyć mus. I myślę, że to na tym polega cały hit tego produktu, Kryje, jak całkiem treściwy mus, a konsystencja przy tym jest ultralekka i rzadka. Jak wiecie, w podobnych produktach mamy do czynienia zazwyczaj z tłustawą i mało kryjącą substancją. Tutaj, przy rzadkim fluidzie mamy mocne krycie, i na tym niespodzianki się kończą. Najlepiej wypada nałożony pędzlem lub gąbką, wtedy najbardziej spaja się ze skórą. Krycie jest mocne i matowe, naturalne. Podkład jest prawie niewidoczny na skórze. Jeśli jednak myślcie, że obejdzie się bez pudru, grubo się mylicie. Mowa zwłaszcza o posiadaczkach tłustej cery - moja osobiście zaraz po nałożeniu wygląda nieziemsko, kilka godzin po - można by na niej smażyć frytki. Najchętniej zmyłabym wtedy wszystko z twarzy, niestety nie zawsze jest ku temu okazja i po raz kolejny trzeba traktować cerę mocno matującym pudrem. Niestety, ale taki efekt mnie nie zadowala.
No i w końcu odcień! Jest ich 4, a ja jestem w posiadaniu najjaśniejszego 010 light beige (i najtrudniej dostępnego) i muszę przyznać, że wypada świetnie. Myślałam nad 020, ale koleżanka w porę mnie opamiętała - "Przecież jesteś blada!" No tak.
Odcień 010 nie ma wyróżniających się tonów i to oprócz dobrego wtapiania się w cerę czyni go niewidocznym. Po jakimś czasie oksyduje i zmienia kolor na bardziej żółtawy, ale nadal się nie wyróżnia jakoś szczególnie.
Myślę, że każda osoba która nie znalazła swojego ulubieńca, albo nie miała do czynienia z dobrym podkładem, uzna go za ideał. Dla mnie rzeczywiście niespodzianką był stosunek konsystencja - krycie i właśnie to głównie czyni go unikatowym. Cała reszta - do bani, dla mnie to po prostu przeciętniak :)